Taiga próbował skusić generała wiele razy. Jednak za każdym
razem ten mu się opierał. Zachowanie Aomine frustrowało czerwonowłosego. Wraz z
upływem czasu kończyły mu się pomysły, chęci i cierpliwość. Widział, że
żołnierz jest nieugięty, ale zauważał też inne jego cechy. Był przystojny, temu
nie można było zaprzeczyć, ale nie był też taki zły jak myślał Taiga na
początku. Chcąc nie chcąc spędzał z nim dużo czasu i mógł obserwować jego
zachowanie. Wydawał się być leniwy, ale jednocześnie obowiązkowy. Potrafił
powiedzieć coś głupiego, ale był inteligentny. Zdecydowanie też był silny i
umiał walczyć. Tego młodzieniec przekonał się na własnej skórze.
Powoli chłopak przyzwyczajał się do obecności
granatowowłosego. Stało się to jego codziennością, która była niezwykle nudna,
biorąc pod uwagę, że ciągle musiał siedzieć w swoim pokoju. To z nudów zaczął
rozmawiać ze starszym od siebie mężczyzną…
~~~~~~
Pewnego dnia gdy byli obaj w pokoju Taigi, ten nie wytrzymał
i zapytał o to co najbardziej chciał wiedzieć…
-Jeszcze ci się nie znudziło pilnowanie mnie? Kiedy to się
skończy?
-Kto wie? Wszystko zależy od Imperatora…
-Nie sądziłem, że będziesz takim wiernym pieskiem…- po tym
Aomine gwałtownie do niego podszedł.
-Słuchaj. Nie jestem niczyim pieskiem. Pracuję dla Imperatora,
bo to najlepsza opcja jaką można było wybrać. –powiedział mu prosto w twarz.
-Dlaczego najlepsza? Skąd wiesz skoro nie spróbowałeś
innych?
-Widziałem! Widziałem… Co dzieje się z tymi, którzy mu się
sprzeciwiają… Twój przypadek jest doskonałym dowodem na to ,że jest absolutny.
A ty nic nie rozumiesz… To co robiłeś… Było głupie. Narażałeś tylko tych ludzi.
-Głupie? I wcale ich nie narażałem. Do niczego ich nie
zmuszałem. Dawałem im wolność wyboru. To od nich zależało co zrobią. Ja dawałem
im tylko nadzieję. Nie mają nic. Ale ty ich nie zrozumiesz. Nigdy nie byłeś
jednym z nich…
-A niby ty byłeś?!- podniósł głos, popychając go lekko.
Wkurwił go gówniarz…
-Tak byłem! Myślisz, że dlaczego nikt nie wie o moim
istnieniu?! Co? Bo jestem bękartem! Synem „ladacznicy” ze slumsów! Pierdoleni
arystokraci! Wszyscy są tacy sami. Chcą tylko pieniędzy, władzy i wygód. Jak
myślisz, dlaczego w ogóle do tego doszło, że się urodziłem, co?!-krzyczał- Bo
mój wspaniały tatuś zgwałcił biedną dziewczynę, tylko dlatego, że mu się zachciało!
Pogrążył ją. Zmusił do urodzenia i wychowywania dziecka. Samotnie. Tam gdzie
nie ma nawet jedzenia… A gdy umarła i chodziłem bez celu po slumsach,
wygłodzony, brudny, trafiłem na żołnierzy… Zwykle zabijali sieroty… Ale
zobaczyli moje włosy, tak samo jak ty i zaprowadzili mnie do zamku. Jestem tu
tylko dlatego, że były władca chciał ukryć swoje zbrodnie przed światem!- łzy
napłynęły mu do oczu- Dobrze, że go ktoś otruł. Chociaż powinien bardziej
cierpieć…- rozkleił się od emocji.
~~~~~~
Po tym co usłyszał, generał stał jak zamurowany. Nigdy nie
pomyślałby, że za buntowniczym dzieciakiem kryła się taka przeszłość… Mroczna,
pełna bólu i cierpienia… Współczuł mu. I teraz mógł zrozumieć jego motywy. Co
nie zmieniało faktu, iż dalej sądził, że to co robił młodzieniec było głupie…
Pod wpływem chwili, nie myśląc co robi, przytulił go.
Oczywiście najpierw się wyrywał, ale po chwili szarpaniny poddał się i po
prostu płakał w jego ramię…
Gdy ten się uspokoił, odsunął się, tym razem nie musiał się
szarpać. Mimo, że było mu wstyd po tym jak okazał swoją słabość przed
żołnierzem, to czuł się lepiej na sercu. Wewnętrznie miał wrażenie, że Aomine
go zrozumie. Może nie całkowicie, ale lepszy rydz niż nic…
~~~~~~
Po tym wydarzeniu stosunki obu mężczyzn znacznie się
poprawiły. Zaczęli ze sobą cześciej rozmawiać. Poznali się lepiej. Można
powiedzieć, że stali się przyjaciółmi.
Jednak generał czuł coś nieco innego. Od samego początku
czuł pożądanie do ciała chłopaka, ale teraz gdy go poznał, zaczął rozumieć…
Uświadamiał sobie powoli, że się w nim zakochuje… Jak jakiś szczeniak. Przecież
to najgorsze co mógł zrobić… Ale jednak serce nie sługa… Mimo swoich uczuć,
starał zachowywać się normalnie, by nie odstraszyć od siebie Taigi, ani nie
podpaść Imperatorowi…
Nie wiedział o tym, że młodzieniec, w którym to się
podkochiwał, zaczynał czuć się podobnie… Co prawda nie rozumiał tych uczuć,
nigdy nikogo nie kochał, jedyne co czuł do tej pory to nienawiść… Ale mimo
wszystkich przeciwności zaczynało się w nim rodzić to uczucie, powolutku rosnąć
w jego wnętrzu by wkrótce uderzyć go z całą mocą, było jak pasożyt, który
rozwijał się w jego wnętrznościach tylko czekając na odpowiedni moment by
zaatakować. I zaatakował… A skutki tego ataku były tak znaczne, że nie dało się
ich ukrywać...