piątek, 29 grudnia 2017

City rozdział 3



Taiga próbował skusić generała wiele razy. Jednak za każdym razem ten mu się opierał. Zachowanie Aomine frustrowało czerwonowłosego. Wraz z upływem czasu kończyły mu się pomysły, chęci i cierpliwość. Widział, że żołnierz jest nieugięty, ale zauważał też inne jego cechy. Był przystojny, temu nie można było zaprzeczyć, ale nie był też taki zły jak myślał Taiga na początku. Chcąc nie chcąc spędzał z nim dużo czasu i mógł obserwować jego zachowanie. Wydawał się być leniwy, ale jednocześnie obowiązkowy. Potrafił powiedzieć coś głupiego, ale był inteligentny. Zdecydowanie też był silny i umiał walczyć. Tego młodzieniec przekonał się na własnej skórze.
Powoli chłopak przyzwyczajał się do obecności granatowowłosego. Stało się to jego codziennością, która była niezwykle nudna, biorąc pod uwagę, że ciągle musiał siedzieć w swoim pokoju. To z nudów zaczął rozmawiać ze starszym od siebie mężczyzną…

~~~~~~

Pewnego dnia gdy byli obaj w pokoju Taigi, ten nie wytrzymał i zapytał o to co najbardziej chciał wiedzieć…
-Jeszcze ci się nie znudziło pilnowanie mnie? Kiedy to się skończy?
-Kto wie? Wszystko zależy od Imperatora…
-Nie sądziłem, że będziesz takim wiernym pieskiem…- po tym Aomine gwałtownie do niego podszedł.
-Słuchaj. Nie jestem niczyim pieskiem. Pracuję dla Imperatora, bo to najlepsza opcja jaką można było wybrać. –powiedział mu prosto w twarz.
-Dlaczego najlepsza? Skąd wiesz skoro nie spróbowałeś innych?
-Widziałem! Widziałem… Co dzieje się z tymi, którzy mu się sprzeciwiają… Twój przypadek jest doskonałym dowodem na to ,że jest absolutny. A ty nic nie rozumiesz… To co robiłeś… Było głupie. Narażałeś tylko tych ludzi.
-Głupie? I wcale ich nie narażałem. Do niczego ich nie zmuszałem. Dawałem im wolność wyboru. To od nich zależało co zrobią. Ja dawałem im tylko nadzieję. Nie mają nic. Ale ty ich nie zrozumiesz. Nigdy nie byłeś jednym z nich…
-A niby ty byłeś?!- podniósł głos, popychając go lekko. Wkurwił go gówniarz…
-Tak byłem! Myślisz, że dlaczego nikt nie wie o moim istnieniu?! Co? Bo jestem bękartem! Synem „ladacznicy” ze slumsów! Pierdoleni arystokraci! Wszyscy są tacy sami. Chcą tylko pieniędzy, władzy i wygód. Jak myślisz, dlaczego w ogóle do tego doszło, że się urodziłem, co?!-krzyczał- Bo mój wspaniały tatuś zgwałcił biedną dziewczynę, tylko dlatego, że mu się zachciało! Pogrążył ją. Zmusił do urodzenia i wychowywania dziecka. Samotnie. Tam gdzie nie ma nawet jedzenia… A gdy umarła i chodziłem bez celu po slumsach, wygłodzony, brudny, trafiłem na żołnierzy… Zwykle zabijali sieroty… Ale zobaczyli moje włosy, tak samo jak ty i zaprowadzili mnie do zamku. Jestem tu tylko dlatego, że były władca chciał ukryć swoje zbrodnie przed światem!- łzy napłynęły mu do oczu- Dobrze, że go ktoś otruł. Chociaż powinien bardziej cierpieć…- rozkleił się od emocji.

~~~~~~

Po tym co usłyszał, generał stał jak zamurowany. Nigdy nie pomyślałby, że za buntowniczym dzieciakiem kryła się taka przeszłość… Mroczna, pełna bólu i cierpienia… Współczuł mu. I teraz mógł zrozumieć jego motywy. Co nie zmieniało faktu, iż dalej sądził, że to co robił młodzieniec było głupie…
Pod wpływem chwili, nie myśląc co robi, przytulił go. Oczywiście najpierw się wyrywał, ale po chwili szarpaniny poddał się i po prostu płakał w jego ramię…
Gdy ten się uspokoił, odsunął się, tym razem nie musiał się szarpać. Mimo, że było mu wstyd po tym jak okazał swoją słabość przed żołnierzem, to czuł się lepiej na sercu. Wewnętrznie miał wrażenie, że Aomine go zrozumie. Może nie całkowicie, ale lepszy rydz niż nic…

~~~~~~

Po tym wydarzeniu stosunki obu mężczyzn znacznie się poprawiły. Zaczęli ze sobą cześciej rozmawiać. Poznali się lepiej. Można powiedzieć, że stali się przyjaciółmi.
Jednak generał czuł coś nieco innego. Od samego początku czuł pożądanie do ciała chłopaka, ale teraz gdy go poznał, zaczął rozumieć… Uświadamiał sobie powoli, że się w nim zakochuje… Jak jakiś szczeniak. Przecież to najgorsze co mógł zrobić… Ale jednak serce nie sługa… Mimo swoich uczuć, starał zachowywać się normalnie, by nie odstraszyć od siebie Taigi, ani nie podpaść Imperatorowi…
Nie wiedział o tym, że młodzieniec, w którym to się podkochiwał, zaczynał czuć się podobnie… Co prawda nie rozumiał tych uczuć, nigdy nikogo nie kochał, jedyne co czuł do tej pory to nienawiść… Ale mimo wszystkich przeciwności zaczynało się w nim rodzić to uczucie, powolutku rosnąć w jego wnętrzu by wkrótce uderzyć go z całą mocą, było jak pasożyt, który rozwijał się w jego wnętrznościach tylko czekając na odpowiedni moment by zaatakować. I zaatakował… A skutki tego ataku były tak znaczne, że nie dało się ich ukrywać...

piątek, 4 sierpnia 2017

City rozdział 2



Daiki zaprowadził czerwonowłosego do jego pokoju, wchodząc razem z nim do środka.
-Nie mogę mieć nawet odrobiny prywatności, do jasnej cholery?!- zaklął Taiga.
-Już się tak nie podniecaj. Muszę sprawdzić czy nie masz tu ukrytej jakiejś drogi ucieczki… Mimo wszystko nie pociąga mnie wizja zejścia z tego świata z powodu twojego młodzieńczego buntu…- odpowiedział Aomine, jednocześnie przeszukując pokój i dołączoną do niego łazienkę.
-Młodzieńczego buntu…?!? Ty chyba kurwa nie masz pojęcia o czym mówisz… Wykonujesz tylko rozkazy Sei’a, podnóżku!
W tej chwili w apartamencie można było usłyszeć dźwięk przypominający tłukące się szkło. Może to była cierpliwość granatowowłosego, która strzeliła gdy usłyszał słowa skierowane do niego, a może po prostu była to waza, którą stłukł gdy w błyskawicznym tempie oderwał się od swojego zajęcia, złapał czerwonowłosego i przygwoździł go do ściany? Kto wie…
Tak czy inaczej w tej chwili Taiga był przyciśnięty do ściany przez wściekłego generała.
-Co ty sobie wyobrażasz, co? Myślisz, że skoro jesteś „braciszkiem” Imperatora to wszystko Ci wolno? Że jesteś lepszy ode mnie? Bo muszę Cię rozczarować, że to ja tu rządzę. Mam Cię tylko nie zabijać… Czy wiesz ile ten rozkaz pozostawia mi opcji? Zachciało Ci się bawić w obrońcę uciśnionych? Nie masz pojęcia co chcesz zrobić, co się stanie, jeśli twoje wspaniałomyślne idee wejdą w życia. Ale ja wiem co się wtedy stanie. Rzeź. Tego chcesz rozpuszczony bachorze?- wysyczał granatowowłosy, stopniowo coraz bardziej zacieśniając swój uścisk na młodszym chłopaku.
„Ten bachor nie ma pojęcia co wyczynia. Nie widział tego co widziałem ja. Tak jak jest, jest o wiele lepiej niż to co on sobie wyobraża.” Myślał generał, a przed jego oczami odegrały się wszystkie sceny, które widział, ale chciałby wymazać z pamięci…
Nagle wyraz twarzy czerwonowłosego się zmienił, z czystej złości do urazy, w jego oczach pojawił się smutek i niemal się nie rozpłakał. To zaskoczyło Daikiego. Gdy on stał tak osłupiały, Taiga opanował się i odepchnął go od siebie.
-To ty nie masz o niczym pojęcia… Ale szkoda strzępić sobie język, na takich jak ty, wychowanych w luksusie debili…- po tym odwrócił się i skierował do drzwi.
-Nie wyjdziesz. Wszystko jest obstawione.- odparł Aomine nawet się nie odwracając w stronę wyjścia i dokończył przeszukiwanie apartamentu Taigi.
Ten słysząc to odszedł od drzwi. W końcu generał nie miał powodu żeby kłamać, więc nie było sensu tracić sił na przepychanki ze strażnikami… Po prostu usiadł na łóżku wkurzony.
-Wszystko wydaje się czyste. Zostawiam Cię samego, ale dla pewności będę do Ciebie zaglądać co trzy godziny. Nie masz po co zamykać drzwi, bo i tak mam klucze.- powiedział granatowowłosy spoglądając na siedzącego na łóżku chłopaka po czym wyszedł z pomieszczenia, zostawiając przy drzwiach dwóch swoich ludzi.
Młodszy kompletnie go zignorował. Zachowywał się trochę jak naburmuszone dziecko, ale miał to gdzieś. Gdy został sam wstał z łóżka i uderzył kilka razy w ścianę, by w ten sposób wyładować swoją złość. Dopiero po tym się uspokoił i poczuł zmęczenie. Jakby nie patrzeć dzisiejszy dzień był męczący… Najpierw ucieczka z pałacu, potem ucieczka przed Aomine i cała reszta. Był zmęczony, a teraz jeszcze będzie musiał wymyśleć nowy plan działania.
Chłopak zaklął cicho i westchnął, po czym postanowił coś zjeść i wziąć kąpiel. I tak też zrobił. Dał znać służącym, aby przynieśli mu jedzenie, a gdy już je dostał szybko wszystko pochłonął. Po tym poszedł się umyć i przy okazji pomyśleć. Najlepiej mu się myślało w wannie, dlatego też uznał długą kąpiel za dobry pomysł. Nalał wody do wanny i wszedł do środka. Najpierw chciał się rozluźnić i zmyć z siebie brud, więc tak też zrobił. Teraz mógł wygodnie ułożyć się w wannie i zabrać za obmyślanie nowego planu.
Zdawał sobie sprawę, że dopóki pilnuje go ten nadgorliwy generał, nie ma mowy o tym, żeby uciec. „Tylko co zrobić, żeby się go pozbyć… Gdybym go załatwił, to na jego miejsce przyszedł by inny może nawet gorszy typ. Więc ta opcja odpada. Hm… A może sprawić, żeby Aomine jakoś zdenerwował Seijuro? Tylko jak? Czego jego brat nie znosił najbardziej? Samowolki, nie słuchania go… Nie ma mowy, żeby namówić generała do złamania rozkazu… Mógłbym też spróbować odzyskać zaufanie Sei’a … Nie, odpada. On nie wybacza tak łatwo, za dużo straconego czasu i zachodu. A więc pozostaje opcja z wrobieniem jakoś Aomine… Tylko jak… Hm… W sumie to mam pomysł… To na pewno rozzłości „Imperatorka”. Tylko… Czy mi się uda? I czy dam radę to zrobić…? Do cholery jasnej, Taiga nie ma co się zastanawiać! Musisz dać radę! Nie robisz tego dla siebie! Ugh… Okay, to teraz jeszcze muszę wymyśleć jak ten plan wprowadzić w życie…”
Taiga był na tyle zamyślony i zajęty swoimi planami, że nie zauważył, że minęły owe trzy godziny, ani nie usłyszał głosu wołającego go. Siedział sobie w najlepsze w wannie, całkiem nago, a z jego rozmyślań wyrwał go dopiero ruch, który dostrzegł kątem oka. Gdy spojrzał w kierunku drzwi łączących pokój i łazienkę, dostrzegł generała we własnej osobie.
Gapiącego się na niego z otwartymi ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale widok Taigi w wannie sprawił, że nagle oniemiał.
„Heh, od razu trafia mi się taka okazja… Muszę to wykorzystać.” Pomyślał czerwonowłosy, po czym bezwstydnie wstał z wody i odwrócił się do stojącego mężczyzny.
-Coś nie tak, generale?- spytał niewinnie, po czym wyszedł z wanny i sięgnął po ręcznik. Dobrze wiedział, że jego ciało przykuwa uwagę, ale nie sądził, że jego plan będzie tak łatwo wykonać, bo sądząc po minie granatowowłosego nie był on inny niż większość ludzi i chciał się dobrać do Taigi…
Aomine dopiero gdy usłyszał głos chłopaka, wyrwał się ze swojego transu, w którym to wyobrażał sobie czerwonowłosego w wielu niegrzecznych pozycjach, głównie pod nim samym. „Ogarnij się Daiki. Jesteś na służbie, chociaż raz nie daj rządzić sobą swojemu penisowi!” Pomyślał, po czym odchrząknął.
-Nie, wszystko w porządku, ale następnym razem odpowiadaj, gdy będę cię wołać.- odparł, starając się utrzymać normalny ton głosu. „Nosz kurwa, przecież wolę cycki! Wielkie cycki…! Ale to ciałko… Chętnie bym go przeruchał… O czym ty myślisz? Nie jesteś pedałem!” Myślał, ale jego rozmyślania przerwał widok wypiętego tyłka czerwonowłosego, który się wycierał.” Dobra jednak jestem pedałem. Uh…! Już ja bym mu pokazał, jak się wyginać… Ale kurwa nie mogę. Sorki Daiki Juniorze, ale nie chcę się z tobą rozstawać. Nie chcemy, żeby Imperator nas rozdzielił za przelecenie jego brata, prawda?” Pomimo, że w myślach rozgrywał się jego wewnętrzny monolog, udało mu się zachować normalny wyraz twarzy. No i Juniora w spodniach, z czego był bardzo dumny.
Za to Taiga nie był już taki zadowolony. Przecież się wypiął, a ten nic! Ugh… Będzie musiał się bardziej postarać… Dlatego też nie miał zamiaru się zakryć ani ubrać. Po prostu poszedł do pokoju, mijając Aomine i położył się na łóżku, w pozycji, która była jednocześnie normalna, ale bez ubrań wydawała się krzyczeć „Przeleć mnie!”
Daiki również wyszedł z łazienki, a gdy zobaczył czerwonowłosego na łóżku, znów musiał się powstrzymywać przed rzuceniem się na niego. Czując, że dłużej może nie wytrzymać, szybko wyszedł z pomieszczenia.
Taiga był rozczarowany. Będzie musiał się namęczyć zanim uda mu się zaciągnąć generała do łóżka, a tym samym pozbyć się strażników… Chociaż musiał przyznać, że granatowowłosy trochę mu zaimponował… Inni mężczyźni się na niego rzucali, gdy go zobaczyli… W tym momencie czerwonowłosy się wzdrygnął. Nie chciał o tym pamiętać…
Postanowił zająć się czymś do kolejnej wizyty generała… 

wtorek, 25 lipca 2017

City rozdział 1



Wszystko szło po jego myśli. Udało mu się zmylić wszystkie wtyki. Nikt nie miał pojęcia o tym co zacznie się zaledwie za kilka dni.

-To miasto spłonie. A razem z jego upadkiem TWOJE marzenie się spełni...

                                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
10 lat wcześniej...

To był kolejny zwykły dzień w jego pracy. Znów dostali rozkaz stłumienia zamieszek w dzielnicach biedoty.

-Ci ludzie chyba są z lekka popierdoleni. Przecież to oczywiste, że nic nie wskurają…. Sprowadzą na siebie śmierć...-wymamrotał pod nosem generał Aomine.

W sumie było mu szkoda tych głupich biednych ludzi. Oczywistym było, że istniała elita i chołota, która musiała pracować na wysoko urodzonych. Ale nie myślcie sobie, że ta odrobina współczucia wpływała na jego pracę. Daiki był najlepszy w swoim fachu. Ciężko pracował na swoje stanowisko, renomę i tytuł jednego z cudów imperium, ludzi najważniejszych zaraz po Imperatorze i jego rodzinie.

Poza nim było 4 innych ludzi szczycących się tym tytułem. Wszyscy znali się od maleńkiego dziecka i pomagali Imperatorowi. Każdy z nich urodził się w jednym z czterech rodów zajmujących się osobistą służbą u boku władcy. Każdy z nich miał nawet swoją dzielnicę w stolicy. I tak ród Midorima zajmował się służbą zdrowia, ród Kise rozrywką, ród Murasakibara pożywieniem i ród Aomine wojskiem i porządkiem w państwie. Każdy z nich dostawał rozkazy bezpośrednio od Imperatora. Kraj zbudowany przez rodzinę królewską zdawał się być idealny. Niestety tylko zdawał się taki być. Mieszkańcy stolicy nie mogli na nic narzekać, życie w bramach Rakuzan było sielanką. Sprawa komplikowała się za murami miasta, w slumsach. Można powiedzieć, że znajdowała się tam najgorsza część ludności, która nie nadawała się do niczego innego niż pracy fizycznej na rzecz imperium. I tak też było. Biedacy pracowali w pocie czoła by zdobyć żywność, która była dla nich walutą. Ale przecież za każdym pięknym miejscem kryje się jego ohydna podwalina. I to miasto nie było wyjątkiem od tej reguły.

Gdy żołnierze dotarli na miejsce zamieszek, jeden zakapturzony mężczyzna przemawiał do sporej grupy brudnych i wychudzonych ludzi z prowizorycznego podestu, którym była stara skrzynia. Tłum który się zebrał wokół mówcy odpowiadał entuzjastycznie na krzyki ich "przywódcy". Jedyną rzeczą która zaimponowała generałowi był głos owego mówcy. Był przyjemny dla ucha, kojący, a jednocześnie niósł w sobie taką energię, złość, może nawet nienawiść, że na skórze Daikiego włosy stanęły dęba. Jednak generał zaśmiał się na to cicho i pomyślał: „Szkoda, że ten człowiek nie dożyje jutra. Mógłby być interesujący...”.

 Po tym dał sygnał do ataku. Żołnierze od razu zabrali się do strzelania do rebeliantów pociskami ogłuszającymi. Aomine jednak zauważył, że przywódca grupy zaczął uciekać i unikał pocisków. „Wygląda na to, że znowu muszę się sam zająć całą robotą. Banda partaczy, którzy nie potrafią trafić jednego człowieka...”. Natychmiast ruszył w pościg za zbiegiem. Miał on przewagę, ale gonił go sam generał, najszybszy człowiek w kraju. Cóż nawet on musiał przyznać, że mimo zmniejszania przewagi nad nim nie mógł go dosięgnąć i pojmać. To było... Imponujące...? Zaskakujące...? Wkurwiające? Jednak na szczęście Aomine, po tym jakże długim pościgu, zbieg źle skręcił i trafił w ślepą uliczkę. „Hah, jest mój. Mimo wszystko jedynym który może mi uciec jestem ja sam.” Daiki wyjął swoją broń i wycelował w mężczyznę.

-Ręce nad głowę i powoli się odwróć twarzą do mnie.- rozkazał mu. Mężczyzna nie miał wyboru i zrobił to co mu kazano.
-Powoli zdejmij kaptur.- kontynuował Daiki, po czym usłyszał dźwięk zdenerwowania, który wydał z siebie rebeliant. Mimo to powoli zdjął kaptur.

Mówiąc, że Aomine był zaskoczony tym co zobaczył, to tak jak powiedzieć na prostytutkę per dama, on był wstrząśnięty. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widział tak pięknej istoty. Tak pięknej. „Kurwa co się ze mną dzieje, facet nie może być piękny!”. Ale tego nie dało się opisać inaczej. Pociągła twarz, wystające kości jarzmowe, prosty nos, rozdwojone brwi, ciemnoczerwone włosy i te cudowne czerwone oczy... Czekaj... Czerwone? „O cholera...” Daiki wytrzeszczył oczy gdy zdał sobie sprawę co to musi oznaczać. „Przecież czerwone włosy i oczy to znak rozpoznawczy rodziny królewskiej... Ale nigdy wcześniej go nie widziałem... Kim do cholery on jest?!” Generał szybko jednak otrząsnął się z szoku. Skuł mężczyznę przed sobą i po tym zaciągnął go do pojazdu wojskowego. Zadawał pytania czerwonowłosemu, jednak ten nie odezwał się ani słowem. Oczywiście Aomine zakrył rebelianta kapturem by nikt nie zobaczył tego co on.

W końcu dotarli do pałacu Imperatora. Daiki osobiście zaprowadził do niego pojmanego człowieka. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, generał zdjął kaptur z jego głowy.

-Taiga...- powiedział spokojnym jednak zimnym głosem władca- Ile razy masz zamiar nadużywać mojej cierpliwości?
-Tyle ile mi się podoba Seijuro. Nie widzisz co tam się dzieje? Jak możesz...!-przerwał mu sztylet wycelowany w jego głowę, który rzucił sam Imperator. Na szczęście Taiga zdołał zrobić szybki unik. Ucierpiał tylko jego policzek, na którym pojawiła się długa, ale płytka rana.
-Dość. Nie pozwolę Ci więcej robić tego na co masz ochotę, nawet jeśli jesteś moim bratem. Zabawa się skończyła Taiga. Masz zakaz wychodzenia poza teren pałacu.- czerwonowłosy już chciał coś na to odpowiedzieć ale Imperator mu przerwał- Tym razem nie uciekniesz. Będziesz pod ciągłym nadzorem generała Aomine.

Granotowowłosy przez cały ten czas stał i gapił się na całą sytuację z miną wyjętej z wody ryby. Z osłupienia wyrwał go dopiero dźwięk własnego nazwiska.

- Że co?- zdołał jedynie z siebie wydusić. Akashi posłał mu spojrzenie z serii "sprzeciw mi się a twoje jelita będą robiły mi za zasłony w sypialni" i zapytał- Coś nie tak DAIKI?- wymownie podkreślił imię generała.
-Nie, skądże.- odpowiedział natychmiast- Od kiedy mam zacząć?
-Od zaraz. Masz go pilnować. Nie ma prawa wyjść poza mury zamku. Jeśli mu się uda...- tu miejsce miała dramatyczna przerwa- Lepiej żebyś nie wiedział. Możesz robić z nim co chcesz, nie obchodzi mnie to, dopóki będzie żył. A teraz odejdźcie.

poniedziałek, 13 lutego 2017

In love with criminal rozdział 4

Obudziłem się rano. Gdy przeciągałem się ciągle zaspany, zauważyłem że nie jestem w swoim pokoju. Dopiero po chwili przypomniałem sobie wcześniejsze wydarzenia. Na samą myśl o tym co robiłem z Daikim zarumieniłem się lekko. A właśnie… Gdzie on jest?
Wstałem z łóżka i przeszedłem się po pokoju. Na biurku zobaczyłem małą karteczkę. „Musiałem wyjść. Nie wychodź nigdzie. Wrócę niedługo.”
-Hah, krótko i treściwie.- zaśmiałem się sam do siebie.
Ubrałem się w jego ciuchy, w końcu nie miałem nic swojego co byłoby czyste. Byłem głodny, ale gdy zajrzałem do lodówki nie było w niej nic poza piwem i żarciem do odgrzania w mikrofali… Super, nawet nie mam z czego zrobić śniadania. Eh… Żeby zapomnieć o głodzie zacząłem sprzątać. A było sporo do zrobienia. Przynajmniej będę miał się czym zająć do jego powrotu…
Poukładałem ubrania w szafkach, pozbierałem śmieci, pozmiatałem. Gdy kończyłem to robić usłyszałem zza pleców głos Daikiego:
-Trafiłem na pracowitą żonkę~- zaśmiał się i przechodząc obok  klepnął mnie w tyłek.
-Ej!- oburzyłem się. Co on sobie myśli, że może mnie od tak sobie klepać po tyłku?!
-No, już. Zluzuj stringolki~- wymruczał, samemu śmiejąc się ze swojego tekstu.
Przewróciłem oczami na jego zachowanie.
-Kupiłeś jedzenie? No i co to ma być za pusta lodówka? Nawet nie miałem z czego zrobić śniadania…- burknąłem.
-Hah? Jaka pusta? Przecież jest tam wszystko czego potrzeba do życia~ Ale patrz…- pomachał mi przed nosem torbą z burgerami- Mamy zapasy~
-Hmpf, tyle to ja sam zjem i się nie najem… A w lodówce nie ma nic! Chciałem zrobić śniadanie, ale jak nie ma składników to i Salomon z pustego nie naleje…
-Czekaj… Ty umiesz gotować?- zignorował część o burgerach.
-Tak geniuszu… Inaczej bym nie przeżył mieszkając samemu…- syknąłem. Co za człowiek…
-Woooow… Było tak od razu! Skoczyłbym po obrączki czy coś…
-H-Huh?!- prawie zakrztusiłem się własną śliną.- Mogłeś kupić składniki na obiad… A z resztą… Dawaj te burgery…
Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Cóż dla mnie nie była to nawet rozgrzewka.
Gdy tylko skończyłem swój przydział nie zapomniałem mu wypomnieć, że jestem głodny, a on nie umie dbać o gości. Udało mi się go podpuścić na tyle, że mieliśmy się razem wybrać do sklepu po składniki na obiad, który będę musiał ugotować.
Po tym jak Daiki zrobił coś ważnego, o czym nie chciał mi powiedzieć, zebraliśmy się i pojechaliśmy do sklepu. Siedząc za nim na motocyklu złapał mnie jakiś taki smętny nastrój na rozmyślanie co ja też najlepszego robię. Chyba każdy normalny człowiek na moim miejscu nie zgodziłby się na ofertę Daikiego, a ja dodatkowo byłem bardzo zadowolony ze swojej decyzji. Czułem się wolny. Nic nie musiałem, nikt mi nie rozkazywał. Robiłem to na co miałem ochotę, no o ile nie wychodziłem z tej rudery chłopaka. Ale mimo to, dla mnie była to wolność jakiej nigdy nie miałem.
No i oczywiście nie zapominajmy o tym z kim zdecydowałem się uciec. Kryminalistą. Ale bardzo seksownym kryminalistą. A jeśli chodzi o jakość jego łóżkowego działania przekonałem się, że była świetna. Nigdy nie było mi tak dobrze jak z nim. Aż wstyd się przyznać. No jemu na pewno tego nie powiem, bo miałby przerost swojego i tak nadętego ego…
W końcu zacząłem sobie przypominać nasz seks, ale gdy doszedłem do fajnego momentu Daiki się zatrzymał i oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Weszliśmy razem do sklepu i zaczęliśmy robić zakupy. Jak to zwykle w małych sklepikach bywa, na ścianie przymocowany był telewizor, a kasjer oglądał na nim jakieś bzdety z nudów.
Nagle oderwał wzrok od pudła i spojrzał w naszą stronę. Granatowooki tego nie zauważył bo był zajęty wybieraniem mięsa na które bardziej miał ochotę, ale ja zaraz zerknąłem na ekran. Niestety to co tam zobaczyłem nie było nieciekawym serialem. Pokazywali moje zdjęcie… Jako porwanego… Zaraz złapałem chłopaka za ramię i kazałem mu spojrzeć na wyświetlający się obraz. On tylko przeklął pod nosem i szybko podszedł do kasy, ja oczywiście byłem zaraz za nim. Jak gdyby nigdy nic zapłacił za zakupy i wyszliśmy ze sklepu.
-Cholera jest źle, ten wieśniak już pewnie nas wsypał… Musimy się stąd jak najszybciej zmyć… Wsiadaj wracamy po kilka rzeczy do mieszkania.
Stałem tak i gapiłem się na niego jak ciele w malowane wrota, ale gdy ten wsiadł znów na maszynę szybko do niego dołączyłem.
Po drodze Daiki musiał zmienić trasę na jakieś polne dróżki, bo policja już poobstawiała główne drogi.
Nie wiedziałem czemu, ale czułem się jakbym uciekł z więzienia i teraz mnie ścigano. Przecież nie zrobiłem nic złego, ale jednak, adrenalina zaczynała działać. Trzeba przyznać, że stary oblech nie odpuszcza łatwo.
W końcu dojechaliśmy na miejsce i szybko wbiegliśmy do budynku. Granatowowłosy zaczął czegoś szukać, a mi kazał spakować trochę ubrań w małą torbę. Gdy wykonałem swoje zadanie zauważyłem broń. Ukradkiem wziąłem jeden pistolet. Z tego co widziałem chłopak zabierał pistolety z innych skrytek. Po tym wybiegliśmy na dwór i szybko wsiedliśmy na motor. Gdy ruszyliśmy, w oddali dało się usłyszeć policyjne syreny.
Pędziliśmy przed siebie, oddalając się od wycia, ale na nasze nieszczęście po drodze przyciągnęliśmy uwagę jednego radiowozu, który stał standardowo w krzakach i zaczął nas ścigać. Bałem się co teraz będzie,  jak to wszystko się skończy…  
Daiki nie miał zamiaru się zatrzymywać, a widząc, że się oddalamy policjanci zaczęli strzelać w opony. Po pierwszym strzale wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Kula nie trafiła motocykla, za to chłopak gwałtownie zatrzymał maszynę, jakimś cudem przy tym obracając ją o sto osiemdziesiąt stopni i zaczął strzelać. Jednego z przeciwników szybko trafił, ale drugi sprawił problemy. Postrzelił mojego „porywacza” w ramię…
Do tego momentu nie wiedziałem co robić, jak się zachować, po prostu chowałem się za nim, ale gdy usłyszałem jego krzyk spowodowany bólem i zobaczyłem rozbryzgującą się krew… Coś we mnie pękło… Sięgnąłem po wcześniej skradzioną broń i bez zastanowienia wycelowałem i pociągnąłem za spust. Mundurowy padł na asfalt, a ja nawet nie wiedziałem co się stało.
Na szczęście granatowooki pomimo rany znów ruszył przed siebie i odjechaliśmy stamtąd, zanim pojawiło się więcej radiowozów. Adrenalina buzowała w naszych żyłach i na dobrą sprawę jej poziom opadł dopiero gdy dojechaliśmy do wybrzeża. Tam schowaliśmy się w jakimś hangarze, a ja zacząłem panikować. Jednak szybko mi przeszło po zauważeniu w jakim stanie jest chłopak. Stracił sporo krwi. Musiałem szybko opatrzyć mu ranę i ją zdezynfekować.
Wybiegłem z kryjówki i od jakiegoś żula kupiłem butelkę spirytusu i nóż. Miałem niezłego farta, że trafiłem na tak dobrze zaopatrzoną szumowinę tak szybko. Wróciłem do Daikiego i zdjąłem z niego koszulę, która była tak czy siak do wyrzucenia. Polałem ranę spirytusem, na co on syknął z bólu, po czym to samo zrobiłem z nożem. Musiałem wyjąć kulę. Powstrzymałem nudności i w końcu udało mi się pozbyć metalu z jego ciała, niestety nie było to bezbolesne… Zrobiłem mu prowizoryczny opatrunek z jego koszuli i założyłem mu inną czystą.
-Taiga… Mam tu znajomego… Przewiezie nas przez granicę… Musimy się do niego jak najszybciej dostać…
Na jego słowa skinąłem tylko głową i pomogłem mu wstać. Zaprowadziłem go, a raczej zaciągnąłem, to wspomnianego człowieka. Ten bez zbędnych wyjaśnień od razu wziął nas na statek. Kolejny raz dopisała nam fortuna i odpłynęliśmy praktycznie natychmiast. Teraz byliśmy już bezpieczni. Chociaż życie chłopaka było wciąż zagrożone, jego znajomy, Tetsu, poprawił opatrunki i podał mu antybiotyk. Przez cały czas trwania rejsu opiekowaliśmy się granatowowłosym, który powoli wracał do zdrowia.
Do mnie dotarło, że zabiłem człowieka… Jednak dwójka towarzyszy tej podróży nie pozwoliła mi się załamać. Wiedziałem, że nigdy tego nie przeboleje. Nie odpłacę w żaden sposób za odebranie życie, ale nie miało sensu rozpaczanie nad czymś czego zmienić się już nie dało…
Po dość długim rejsie dopłynęliśmy do Brazylii. Tam pożegnaliśmy się z błękitnowłosym i przedostaliśmy się do Ekwadoru, gdzie zamieszkaliśmy w małym miasteczku. Okazało się, że Daiki miał spore zapasy pieniędzy jak na swój fach i załatwił nam lewe papiery. Po tym wszystkim żyliśmy spokojnie, jako zupełnie inni ludzie, a Daiki i Taiga zaginęli gdzieś na terenie Japonii…