wtorek, 25 lipca 2017

City rozdział 1



Wszystko szło po jego myśli. Udało mu się zmylić wszystkie wtyki. Nikt nie miał pojęcia o tym co zacznie się zaledwie za kilka dni.

-To miasto spłonie. A razem z jego upadkiem TWOJE marzenie się spełni...

                                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
10 lat wcześniej...

To był kolejny zwykły dzień w jego pracy. Znów dostali rozkaz stłumienia zamieszek w dzielnicach biedoty.

-Ci ludzie chyba są z lekka popierdoleni. Przecież to oczywiste, że nic nie wskurają…. Sprowadzą na siebie śmierć...-wymamrotał pod nosem generał Aomine.

W sumie było mu szkoda tych głupich biednych ludzi. Oczywistym było, że istniała elita i chołota, która musiała pracować na wysoko urodzonych. Ale nie myślcie sobie, że ta odrobina współczucia wpływała na jego pracę. Daiki był najlepszy w swoim fachu. Ciężko pracował na swoje stanowisko, renomę i tytuł jednego z cudów imperium, ludzi najważniejszych zaraz po Imperatorze i jego rodzinie.

Poza nim było 4 innych ludzi szczycących się tym tytułem. Wszyscy znali się od maleńkiego dziecka i pomagali Imperatorowi. Każdy z nich urodził się w jednym z czterech rodów zajmujących się osobistą służbą u boku władcy. Każdy z nich miał nawet swoją dzielnicę w stolicy. I tak ród Midorima zajmował się służbą zdrowia, ród Kise rozrywką, ród Murasakibara pożywieniem i ród Aomine wojskiem i porządkiem w państwie. Każdy z nich dostawał rozkazy bezpośrednio od Imperatora. Kraj zbudowany przez rodzinę królewską zdawał się być idealny. Niestety tylko zdawał się taki być. Mieszkańcy stolicy nie mogli na nic narzekać, życie w bramach Rakuzan było sielanką. Sprawa komplikowała się za murami miasta, w slumsach. Można powiedzieć, że znajdowała się tam najgorsza część ludności, która nie nadawała się do niczego innego niż pracy fizycznej na rzecz imperium. I tak też było. Biedacy pracowali w pocie czoła by zdobyć żywność, która była dla nich walutą. Ale przecież za każdym pięknym miejscem kryje się jego ohydna podwalina. I to miasto nie było wyjątkiem od tej reguły.

Gdy żołnierze dotarli na miejsce zamieszek, jeden zakapturzony mężczyzna przemawiał do sporej grupy brudnych i wychudzonych ludzi z prowizorycznego podestu, którym była stara skrzynia. Tłum który się zebrał wokół mówcy odpowiadał entuzjastycznie na krzyki ich "przywódcy". Jedyną rzeczą która zaimponowała generałowi był głos owego mówcy. Był przyjemny dla ucha, kojący, a jednocześnie niósł w sobie taką energię, złość, może nawet nienawiść, że na skórze Daikiego włosy stanęły dęba. Jednak generał zaśmiał się na to cicho i pomyślał: „Szkoda, że ten człowiek nie dożyje jutra. Mógłby być interesujący...”.

 Po tym dał sygnał do ataku. Żołnierze od razu zabrali się do strzelania do rebeliantów pociskami ogłuszającymi. Aomine jednak zauważył, że przywódca grupy zaczął uciekać i unikał pocisków. „Wygląda na to, że znowu muszę się sam zająć całą robotą. Banda partaczy, którzy nie potrafią trafić jednego człowieka...”. Natychmiast ruszył w pościg za zbiegiem. Miał on przewagę, ale gonił go sam generał, najszybszy człowiek w kraju. Cóż nawet on musiał przyznać, że mimo zmniejszania przewagi nad nim nie mógł go dosięgnąć i pojmać. To było... Imponujące...? Zaskakujące...? Wkurwiające? Jednak na szczęście Aomine, po tym jakże długim pościgu, zbieg źle skręcił i trafił w ślepą uliczkę. „Hah, jest mój. Mimo wszystko jedynym który może mi uciec jestem ja sam.” Daiki wyjął swoją broń i wycelował w mężczyznę.

-Ręce nad głowę i powoli się odwróć twarzą do mnie.- rozkazał mu. Mężczyzna nie miał wyboru i zrobił to co mu kazano.
-Powoli zdejmij kaptur.- kontynuował Daiki, po czym usłyszał dźwięk zdenerwowania, który wydał z siebie rebeliant. Mimo to powoli zdjął kaptur.

Mówiąc, że Aomine był zaskoczony tym co zobaczył, to tak jak powiedzieć na prostytutkę per dama, on był wstrząśnięty. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widział tak pięknej istoty. Tak pięknej. „Kurwa co się ze mną dzieje, facet nie może być piękny!”. Ale tego nie dało się opisać inaczej. Pociągła twarz, wystające kości jarzmowe, prosty nos, rozdwojone brwi, ciemnoczerwone włosy i te cudowne czerwone oczy... Czekaj... Czerwone? „O cholera...” Daiki wytrzeszczył oczy gdy zdał sobie sprawę co to musi oznaczać. „Przecież czerwone włosy i oczy to znak rozpoznawczy rodziny królewskiej... Ale nigdy wcześniej go nie widziałem... Kim do cholery on jest?!” Generał szybko jednak otrząsnął się z szoku. Skuł mężczyznę przed sobą i po tym zaciągnął go do pojazdu wojskowego. Zadawał pytania czerwonowłosemu, jednak ten nie odezwał się ani słowem. Oczywiście Aomine zakrył rebelianta kapturem by nikt nie zobaczył tego co on.

W końcu dotarli do pałacu Imperatora. Daiki osobiście zaprowadził do niego pojmanego człowieka. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, generał zdjął kaptur z jego głowy.

-Taiga...- powiedział spokojnym jednak zimnym głosem władca- Ile razy masz zamiar nadużywać mojej cierpliwości?
-Tyle ile mi się podoba Seijuro. Nie widzisz co tam się dzieje? Jak możesz...!-przerwał mu sztylet wycelowany w jego głowę, który rzucił sam Imperator. Na szczęście Taiga zdołał zrobić szybki unik. Ucierpiał tylko jego policzek, na którym pojawiła się długa, ale płytka rana.
-Dość. Nie pozwolę Ci więcej robić tego na co masz ochotę, nawet jeśli jesteś moim bratem. Zabawa się skończyła Taiga. Masz zakaz wychodzenia poza teren pałacu.- czerwonowłosy już chciał coś na to odpowiedzieć ale Imperator mu przerwał- Tym razem nie uciekniesz. Będziesz pod ciągłym nadzorem generała Aomine.

Granotowowłosy przez cały ten czas stał i gapił się na całą sytuację z miną wyjętej z wody ryby. Z osłupienia wyrwał go dopiero dźwięk własnego nazwiska.

- Że co?- zdołał jedynie z siebie wydusić. Akashi posłał mu spojrzenie z serii "sprzeciw mi się a twoje jelita będą robiły mi za zasłony w sypialni" i zapytał- Coś nie tak DAIKI?- wymownie podkreślił imię generała.
-Nie, skądże.- odpowiedział natychmiast- Od kiedy mam zacząć?
-Od zaraz. Masz go pilnować. Nie ma prawa wyjść poza mury zamku. Jeśli mu się uda...- tu miejsce miała dramatyczna przerwa- Lepiej żebyś nie wiedział. Możesz robić z nim co chcesz, nie obchodzi mnie to, dopóki będzie żył. A teraz odejdźcie.