piątek, 8 lipca 2016

In love with criminal rozdział 2

Po dość długiej jeździe, dojechaliśmy do, jak mi się wydawało, opuszczonego budynku, oddalonego od Tokio o jakieś 200 kilometrów. Wyglądał jak rudera. Gdy tylko mężczyzna zatrzymał maszynę, musiałem go puścić i zejść z motocyklu. Nie byłem z tego zbytnio zadowolony, w końcu to była świetna okazja do przytulania się do jego świetnie zbudowanych pleców. Mogłem powiedzieć, że takie były, bo to się po prostu czuło, nawet przez ubrania…
Nigdy nie myślałem o sobie, jako o typie, który lubi się przytulać, ale jak widać, wiele muszę się jeszcze nauczyć o sobie samym. Przez samą jazdę z tym człowiekiem, odkrywałem całkowicie nowe uczucia. Bałem się tego, swoich myśli, które pojawiały się znienacka i mówiły mi, żeby zostać z tym człowiekiem do końca życia. Miałem ochotę wydrzeć się na siebie samego. Jakim trzeba być debilem, żeby zakochać się w nieznajomym?! W dodatku wyglądającym na jakiegoś kryminalistę, co potwierdzał fakt, że okradł tamtego starego oblecha…
Gdy tylko zszedł z motocykla, wcześniej chowając go, pewnie przed wścibskimi oczami ludzi, odwrócił się do mnie, zdjął kask i kominiarkę, po czym posłał mi pewny siebie uśmieszek. Nie byłem gotowy na to, co zobaczyłem.
Ten gość był po prostu najpiękniejszą istotą jaką w życiu widziałem. Wcześniej widziałem tylko jego wspaniałe oczy i mogłem się domyślać, że był dobrze zbudowany. Ale jego twarz… To nie jest moja liga… - pomyślałem, gapiąc się na niego.
Prosty nos, mocno zarysowana linia szczęki, dobrze widoczne kości policzkowe, śnieżnobiałe zęby i skóra w kolorze czekolady. Nie wspominając o niespotykanym, granatowym odcieniu włosów. Najpierw myślałem, że musi je farbować, ale po chwili dostrzegłem, że jego brwi i rzęsy mają ten sam kolor, co musiało oznaczać, że to naturalny odcień…  Wszystko łączyło się w idealnie wyglądającą całość.
Musiałem mieć minę jak jeleń sekundy przed zderzeniem z samochodem, bo jego uśmiech się powiększył i powoli podszedł bliżej mnie.
-To masz jakieś imię kociaczku, czy mam cię nazywać per „mój”? – spytał, przyglądając mi się intensywnie.
-Huh?... – stałem przez chwilę jak wryty, czekając, aż mój mózg zacznie normalnie działać- Taiga… Kagami Taiga- odpowiedziałem niepewnie, wyciągając do niego dłoń.
-Daiki. – odpowiedział, ściskając moją dłoń – Nie lubię nazwisk, więc tyle musi ci wystarczyć, tygrysku… - wymruczał, wprost do mojego ucha, wcześniej się do mnie nachylając.
Przeszedł mnie niespodziewany dreszcz. Ugh… Co ten drań ze mną robi…
-Idziesz? Czy wolisz dalej stać w miejscu jak jakiś słup?- spytał z przekąsem.
Dopiero zauważyłem, że był kilka metrów przede mną i odwrócił się zadając to pytanie. Szybko ruszyłem za nim, zauważając jego zadowoloną minę zanim się odwrócił i wszedł do budynku.
Po pokonaniu schodów znaleźliśmy się w pokoju, który był w lepszym stanie niż reszta budynku. Było tu duże łóżko, biurko z krzesłem i kilka szafek. Nic wielkiego, ale widać było, że ktoś tu mieszka.
Pokój nie należał do najczystszych, na co się lekko skrzywiłem. Granatowowłosy to szybko zauważył.
- Wybacz, kiciu, ale nie spodziewałem się gości.- powiedział, zdejmując z siebie kurtkę- W zasadzie jesteś jedyną osobą, którą tu zabrałem… Sam nie wiem czemu… - dodał ciszej po chwili. – Ale czuj się jak u siebie w domu.
Kiwnąłem tylko potakująco głową i podszedłem do jednej z szafek, zaglądając do niej. Nigdy nie byłem taki ciekawski, ale przy nim zachowywałem się inaczej. Tak jakby jego obecność zrywała ze mnie wszystkie okowy dobrego wychowania.
W szafce zauważyłem dość małą ilość ubrań, porozrzucanych bez ładu i składu. Impulsywnie zacząłem je składać, ale po chwili zobaczyłem pod nimi broń. Gdy już chciałem ją podnieść, poczułem wokół siebie silne ramiona, które mnie powstrzymały nim ją dotknąłem.
Zawstydziłem się, że przyłapał mnie na czymś takim, ale nie miałem czasu tego rozpamiętywać, ponieważ Daiki obrócił mnie, żebym stał twarzą do niego, jednocześnie zamykając mi drogę ucieczki i przysuwając niebezpiecznie blisko.
-Nie chcę, żeby mój kotek zrobił sobie bubę, więc nie dotykaj broni, jasne?- zapytał, a ja tylko nerwowo pokiwałem głową na znak, że rozumie. – No, grzeczny kotek. Jeśli chcesz tu zostać, będziesz musiał przestrzegać kilku zasad… Numer jeden, nie dotykaj broni. Numer dwa, nie wychodź beze mnie lub bez mojego pozwolenia. Numer trzy, wykonuj moje polecenia, jeśli chcesz przeżyć. I numer cztery, nikomu ani słowa. Żadnego kontaktowania się z kimkolwiek. Żadnego rozmawiania o mnie lub o tym miejscu, nawet jeśli kiedyś je opuścisz. Poza tym możesz robić co chcesz. Twojego telefonu i tak już się pozbyłem, więc raczej wszelakie pościgi mamy z głowy.
Po tym spojrzał na mnie wyczekująco, jakbym miał na to odpowiedzieć. A prawda jest taka, że miałem gdzieś odpowiadanie, bo zawładnęła mną chęć pocałowania go. Szybkim ruchem objąłem go za szyję i przyciągnąłem do siebie, łącząc nasze usta.
Najpierw był lekko zaskoczony, ale już po chwili uśmiechnął się w trakcie pocałunku i zaczął go oddawać. Nigdy jeszcze nie całowałem nikogo z taką namiętnością. Byłem jak jakaś zachłanna bestia. Ale jemu to nie przeszkadzało, mogę nawet powiedzieć, że podobało mu się to, jeśli brać pod uwagę ciche dźwięki jakie wydawał z siebie granatowowłosy. Wcale nie byłem od niego lepszy, a gdy wepchnął swój język do moich ust, jęknąłem lubieżnie.
Oderwaliśmy się od siebie z braku powietrza. Łapiąc oddech, spojrzałem na niego i znów moją uwagę przykuły jego oczy. Piękne, ciemnoniebieskie oczy, które patrzyły na mnie z takim pożądaniem, że poczułem dreszcz na samą myśl, co ten mężczyzna może ze mną zrobić i jak przyjemne to będzie. Tak, będzie, bo nie mam zamiaru się powstrzymywać. Chcę go. I widzę, że on też chce mnie. Teraz tylko to się liczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz