poniedziałek, 15 sierpnia 2016

In love with criminal rozdział 3

Nawet nie zauważyłem, kiedy pozbyliśmy się ubrań. Pewnie w trakcie drogi do łóżka, na które Daiki rzucił mnie pewnym ruchem. Pomimo że do tej pory tylko się zachłannie całowaliśmy, byłem twardy jak nigdy wcześniej. Co ten facet ze mną zrobił? Zapytałem sam siebie w myślach, lecz nie dostałem odpowiedzi…
Za to Daiki zaczął przygryzać moje sutki. Jęknąłem głośno jak jakaś dziwka na widok wielkiego kutasa. Wygiąłem plecy w łuk, palce wsuwając w jego włosy i ściskając. Nie miałem ochoty na zabawę. Chciałem poczuć go w sobie jak najszybciej.
-Daiki~… Nie baw się ze mną… Chcę Cię. – wyjęczałem, wijąc się pod nim.
Ah, jego język czynił cuda… Gdy mnie usłyszał, jego ostatnie hamulce puściły. Wsunął we mnie dwa palce i zaczął nimi mocno poruszać. Sam się na nie nabijałem, ale to wciąż było za mało. Dodał kolejny palec i cicho stęknąłem, jednak nie przestałem się na niego nabijać. Było mi tak dobrze i jednocześnie, to nie wystarczało.
-Wystarczy!- wysapałem.
Granatowowłosy od razu wyjął ze mnie swoje palce i zastąpił je czymś większym. Nigdy nie sądziłem, że spodoba mi się uczucie, gdy mam czyjegoś penisa w sobie, ale o dziwo nie było tak źle. Bolało, ale to tylko dodawało smaczku. Po chwili chłopak zaczął się we mnie ruszać. Najpierw powoli, później coraz szybciej. Każde jego pchnięcie było mocne i prawie po każdym jęczałem.
Byłem tak blisko… I wtedy trafił w coś… co było głęboko we mnie. Zobaczyłem przed oczami gwiazdki i doszedłem obficie na swój brzuch i tors. To był najlepszy orgazm w moim życiu. A nawet nie dotknąłem swojego członka.
Zapomniałem o całym świecie, będąc w poorgazmowej ekstazie, ale wyrwało mnie z tego stanu uczucie czegoś gorącego, wypełniającego mnie od środka. Daiki doszedł w moim wnętrzu… Jęknąłem przeciągle, a on opadł na mnie, oddychając ciężko. Gdy się uspokoił wyszedł ze mnie i położył się obok.
-Wow. Tak dobrego seksu nie miałem od… bardzo dawna.- wyznał.
Nachylił się do mnie, po czym pocałował mnie powolnie. Chętnie oddałem całusa, przyciągając go do siebie. Oderwaliśmy się od siebie, dopiero gdy zabrakło nam powietrza.
Chciałem się przekręcić, ale poczułem jak jego nasienie ze mnie wypływa. Dziwne uczucie… Skrzywiłem się lekko, a on musiał się domyślić o co chodzi, bo zaproponował mi prysznic. Zgodziłem się bez oporów.
Przeszliśmy do łazienki, a raczej pomieszczenia z prysznicem i umywalką. Oprócz tych dwóch rzeczy, nie było tu nic. Nawet mnie to nie zdziwiło… Weszliśmy pod prysznic, granatowooki odkręcił wodę i zaczęliśmy się myć.
Nie udało nam się skończyć tej czynności. Znów wpiliśmy się w swoje usta. Co z tego, że przed chwilą obaj doszliśmy? Daiki odwrócił mnie plecami do siebie i pchnął na ścianę. Oparłem się o nią, a on bez ostrzeżenia znów wbił we mnie swoją męskość.
-Masz taki seksowny tyłeczek… Jesteś taki ciasny… Nie mogę się powstrzymać…- wysapał do mojego ucha.
Zaczął się we mnie brutalnie wbijać. Wypiąłem się do niego, jęcząc. Zaczął gryźć mój kark, pewnie zostawiając po sobie fioletowe ślady. Miałem to gdzieś. Cała moja uwaga skupiła się na jego ruchach. Po chwili znów trafił w mój czuły punkt, ale tym razem musiał się w niego powbijać dłużej, w końcu niedawno doszedłem. Do spełnienia doprowadziło mnie uczucie jego spermy, rozlewającej się w moim wnętrzu. Wyjęczałem jego imię i doszedłem na ścianę. Nogi się pode mną ugięły i granatowowłosy musiał mnie przytrzymać.
Po tym dopiero się umyliśmy i wróciliśmy do pokoju chłopaka. Byłem cholernie zmęczony. Ten dzień był dla mnie ciężki. Oczy same mi się zamykały. Daiki pożyczył mi czyste bokserki i położył się ze mną na łóżko.
Przyciągnął mnie do siebie, tak że nie miałem innego wyjścia, niż głowę ułożyć na jego klatce piersiowej i przytulić się do niego. On zadowolony mnie objął w pasie i trzymał tak, żebym się nie odsunął. Nawet nie wiedziałem kiedy, a już spałem. Nie wiedziałem, czy chłopak też zasnął, czy może tylko leży ze mną na łóżku. Spałem jak zabity…

piątek, 8 lipca 2016

In love with criminal rozdział 2

Po dość długiej jeździe, dojechaliśmy do, jak mi się wydawało, opuszczonego budynku, oddalonego od Tokio o jakieś 200 kilometrów. Wyglądał jak rudera. Gdy tylko mężczyzna zatrzymał maszynę, musiałem go puścić i zejść z motocyklu. Nie byłem z tego zbytnio zadowolony, w końcu to była świetna okazja do przytulania się do jego świetnie zbudowanych pleców. Mogłem powiedzieć, że takie były, bo to się po prostu czuło, nawet przez ubrania…
Nigdy nie myślałem o sobie, jako o typie, który lubi się przytulać, ale jak widać, wiele muszę się jeszcze nauczyć o sobie samym. Przez samą jazdę z tym człowiekiem, odkrywałem całkowicie nowe uczucia. Bałem się tego, swoich myśli, które pojawiały się znienacka i mówiły mi, żeby zostać z tym człowiekiem do końca życia. Miałem ochotę wydrzeć się na siebie samego. Jakim trzeba być debilem, żeby zakochać się w nieznajomym?! W dodatku wyglądającym na jakiegoś kryminalistę, co potwierdzał fakt, że okradł tamtego starego oblecha…
Gdy tylko zszedł z motocykla, wcześniej chowając go, pewnie przed wścibskimi oczami ludzi, odwrócił się do mnie, zdjął kask i kominiarkę, po czym posłał mi pewny siebie uśmieszek. Nie byłem gotowy na to, co zobaczyłem.
Ten gość był po prostu najpiękniejszą istotą jaką w życiu widziałem. Wcześniej widziałem tylko jego wspaniałe oczy i mogłem się domyślać, że był dobrze zbudowany. Ale jego twarz… To nie jest moja liga… - pomyślałem, gapiąc się na niego.
Prosty nos, mocno zarysowana linia szczęki, dobrze widoczne kości policzkowe, śnieżnobiałe zęby i skóra w kolorze czekolady. Nie wspominając o niespotykanym, granatowym odcieniu włosów. Najpierw myślałem, że musi je farbować, ale po chwili dostrzegłem, że jego brwi i rzęsy mają ten sam kolor, co musiało oznaczać, że to naturalny odcień…  Wszystko łączyło się w idealnie wyglądającą całość.
Musiałem mieć minę jak jeleń sekundy przed zderzeniem z samochodem, bo jego uśmiech się powiększył i powoli podszedł bliżej mnie.
-To masz jakieś imię kociaczku, czy mam cię nazywać per „mój”? – spytał, przyglądając mi się intensywnie.
-Huh?... – stałem przez chwilę jak wryty, czekając, aż mój mózg zacznie normalnie działać- Taiga… Kagami Taiga- odpowiedziałem niepewnie, wyciągając do niego dłoń.
-Daiki. – odpowiedział, ściskając moją dłoń – Nie lubię nazwisk, więc tyle musi ci wystarczyć, tygrysku… - wymruczał, wprost do mojego ucha, wcześniej się do mnie nachylając.
Przeszedł mnie niespodziewany dreszcz. Ugh… Co ten drań ze mną robi…
-Idziesz? Czy wolisz dalej stać w miejscu jak jakiś słup?- spytał z przekąsem.
Dopiero zauważyłem, że był kilka metrów przede mną i odwrócił się zadając to pytanie. Szybko ruszyłem za nim, zauważając jego zadowoloną minę zanim się odwrócił i wszedł do budynku.
Po pokonaniu schodów znaleźliśmy się w pokoju, który był w lepszym stanie niż reszta budynku. Było tu duże łóżko, biurko z krzesłem i kilka szafek. Nic wielkiego, ale widać było, że ktoś tu mieszka.
Pokój nie należał do najczystszych, na co się lekko skrzywiłem. Granatowowłosy to szybko zauważył.
- Wybacz, kiciu, ale nie spodziewałem się gości.- powiedział, zdejmując z siebie kurtkę- W zasadzie jesteś jedyną osobą, którą tu zabrałem… Sam nie wiem czemu… - dodał ciszej po chwili. – Ale czuj się jak u siebie w domu.
Kiwnąłem tylko potakująco głową i podszedłem do jednej z szafek, zaglądając do niej. Nigdy nie byłem taki ciekawski, ale przy nim zachowywałem się inaczej. Tak jakby jego obecność zrywała ze mnie wszystkie okowy dobrego wychowania.
W szafce zauważyłem dość małą ilość ubrań, porozrzucanych bez ładu i składu. Impulsywnie zacząłem je składać, ale po chwili zobaczyłem pod nimi broń. Gdy już chciałem ją podnieść, poczułem wokół siebie silne ramiona, które mnie powstrzymały nim ją dotknąłem.
Zawstydziłem się, że przyłapał mnie na czymś takim, ale nie miałem czasu tego rozpamiętywać, ponieważ Daiki obrócił mnie, żebym stał twarzą do niego, jednocześnie zamykając mi drogę ucieczki i przysuwając niebezpiecznie blisko.
-Nie chcę, żeby mój kotek zrobił sobie bubę, więc nie dotykaj broni, jasne?- zapytał, a ja tylko nerwowo pokiwałem głową na znak, że rozumie. – No, grzeczny kotek. Jeśli chcesz tu zostać, będziesz musiał przestrzegać kilku zasad… Numer jeden, nie dotykaj broni. Numer dwa, nie wychodź beze mnie lub bez mojego pozwolenia. Numer trzy, wykonuj moje polecenia, jeśli chcesz przeżyć. I numer cztery, nikomu ani słowa. Żadnego kontaktowania się z kimkolwiek. Żadnego rozmawiania o mnie lub o tym miejscu, nawet jeśli kiedyś je opuścisz. Poza tym możesz robić co chcesz. Twojego telefonu i tak już się pozbyłem, więc raczej wszelakie pościgi mamy z głowy.
Po tym spojrzał na mnie wyczekująco, jakbym miał na to odpowiedzieć. A prawda jest taka, że miałem gdzieś odpowiadanie, bo zawładnęła mną chęć pocałowania go. Szybkim ruchem objąłem go za szyję i przyciągnąłem do siebie, łącząc nasze usta.
Najpierw był lekko zaskoczony, ale już po chwili uśmiechnął się w trakcie pocałunku i zaczął go oddawać. Nigdy jeszcze nie całowałem nikogo z taką namiętnością. Byłem jak jakaś zachłanna bestia. Ale jemu to nie przeszkadzało, mogę nawet powiedzieć, że podobało mu się to, jeśli brać pod uwagę ciche dźwięki jakie wydawał z siebie granatowowłosy. Wcale nie byłem od niego lepszy, a gdy wepchnął swój język do moich ust, jęknąłem lubieżnie.
Oderwaliśmy się od siebie z braku powietrza. Łapiąc oddech, spojrzałem na niego i znów moją uwagę przykuły jego oczy. Piękne, ciemnoniebieskie oczy, które patrzyły na mnie z takim pożądaniem, że poczułem dreszcz na samą myśl, co ten mężczyzna może ze mną zrobić i jak przyjemne to będzie. Tak, będzie, bo nie mam zamiaru się powstrzymywać. Chcę go. I widzę, że on też chce mnie. Teraz tylko to się liczy.

czwartek, 23 czerwca 2016

In love with criminal rozdział 1

Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje…
Jakiś stary, nadziany dziad się do mnie dobiera, a ja nie mogę z tym nic zrobić. Nie chodzi o to, że nie chcę, albo że nie jestem w stanie. Po prostu nie mogę. A to ze względu na mojego ojca. To wszystko brzmi dziwnie nie? Bo co wspólnego z tą całą sytuacją ma mój ojciec?
Okazuje się, że ma i to właśnie dużo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Już spieszę z wyjaśnieniami.
Gdy byłem dzieckiem byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną. Tata pracował w biurze, mama była ciągle w domu ze względu na mnie. Dobrze nam się wiodło, bo tata zarabiał dość dużo. Co prawda nie spędzał w domu zbyt wiele czasu, ale starał się jak tylko mógł, więc wszyscy byli zadowoleni. Niestety, ta sielanka nie trwała wiecznie.
Gdy miałem 6 lat moja mama zachorowała. Wkrótce po tym zmarła. Obaj z tatą dotkliwie odczuliśmy jej brak w naszym życiu. Ojciec praktycznie zostawił mnie samemu sobie, a sam uciekł w świat ciągłej pracy. Wtedy tego nie rozumiałem, ale byłem w końcu tylko małym dzieciakiem. Po paru latach zrozumiałem, że to jego sposób na zapomnienie o naszej rodzinnej tragedii i wybaczyłem mu to, że mnie zostawił. Może nie do końca, bo dawał mi pieniądze, ale widywałem go praktycznie raz na miesiąc.
Przez ten czas nauczyłem się wykonywać prace domowe. Chodziłem do szkoły. Gdy inne dzieciaki dowiedziały się, że ja wykonuję obowiązki domowe, zaczęły się ze mnie naśmiewać. Odosobniłem się od rówieśników. Bogate dzieciaki zawsze są najgorsze jeśli chodzi o gnębienie innych, a w mojej szkole były tylko takie rozpuszczone bachory, bo ojciec uparł się, że muszę być dzieckiem idealnym.
Nie mam mu tego za złe, bo dzięki tym męczarniom odkryłem coś co zawsze mi pomagało rozładować stres. A mianowicie była to koszykówka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pewnego dnia, gdy miałem dosyć słuchania ciągłych komentarzy na swój temat, po prostu wyszedłem ze szkoły. Włóczyłem się po okolicy, aż w końcu dotarłem do miejskiego boiska do kosza. Zobaczyłem tam dzieciaka, który grał ze starszymi od siebie i był nawet lepszy od nich. Stałem tak jak wryty i patrzyłem na ich grę, dopóki nie skończyli. Po tym odszedłem powoli, bo nie chciałem, żeby ktoś mnie zobaczył. Myślałem, że fajnie byłoby umieć tak grać.
Nie odszedłem daleko od boiska, gdy podbiegł do mnie chłopak, którego obserwowałem. Tak poznałem Himuro Tatsuyę, mojego brata. To dzięki niemu zacząłem grać w kosza. Znalazłem coś co pozwalało mi o wszystkim zapomnieć. Czułem się lepiej, nie przejmowałem się snobami w szkole i myślałem, że moje życie w końcu wychodzi na prostą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Okazało się, że jednak się myliłem. Przez to, że poświęcałem każdą wolną chwilę na koszykówkę, spadły moje oceny, co nie umknęło ojcu.
Gdy pewnego dnia wróciłem po szkole do domu, ojciec siedział w salonie czekając na mnie. Zdziwiła mnie jego nagła wizyta. Jak się później okazało, dostałem ultimatum. Mam zrezygnować z gry w kosza i poprawić oceny, albo ojciec wyśle mnie do jakiegoś zacofanego kraju, gdzie będę musiał sam sobie radzić.
Z racji, że byłem jeszcze za młody, żeby pracować, a ojciec nie żartował, miałem tylko jedno wyjście. Skupiłem się na ocenach. Ba, żeby zadowolić ojca, kułem tak, że byłem jednym z lepszych uczniów w szkole. To oczywiście spodobało się ojcu. Gdy skończyłem 18 lat zaczął mnie zabierać ze sobą na różne bankiety i inne badziewia, żeby pochwalić się innym snobom, jakiego to ma super synka.
Wtedy myślałem jeszcze, że jest normalnym człowiekiem, a nie pijawką, która zrobi wszystko za pieniądze i dobrą pozycję. Słuchałem się ojca. Oczywiście czasami próbowałem się odgryźć, albo zbuntować, ale wtedy wyjeżdżał z mową o tym jak to zawodzę jego oczekiwania i że moja świętej pamięci matka się w grobie przewraca. Cóż, to była skuteczna metoda, bo zawsze gdy wspominał o mamie, dawałem za wygraną.
I tak oto byłem idealnym synkiem, którego ojciec zawsze chciał. Myślałem, że jest ze mnie dumny. Jak się okazało, byłem dla niego wart tyle co nic.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jakiś miesiąc temu byłem z nim na kolejnym bankiecie. Choć ten był trochę inny niż zwykle, bo były na nim same grube szychy. Ojciec mało się nie rozpłynął, liżąc dupy bardziej wpływowym ludziom od siebie, a ja odgrywałem rolę idealnego synka.
Na moje nieszczęście, wpadłem w oko najważniejszemu gościowi, który okazał się być obrzydliwie bogatym gejem. Oczywiście opinia publiczna nic o tym nie wiedziała, ale ja przekonałem się na własnej skórze. No chociaż powinienem powiedzieć na własnym tyłku, który ten stary oblech zmacał.
Nie mogłem nic wtedy zrobić, żeby nie przynieść wstydu ojcu, który udał, że niczego nie widzi.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy wczoraj ojciec kazał mi pójść na kolejną kameralną imprezę, ale jako osoba towarzysząca tego oblecha! Natychmiast powiedziałem, że nie pójdę. Jednak ojciec był na to przygotowany.
Powiedział, że jeśli nie pójdę, to stracimy wszystko i słuch po nas zaginie, bo ten gość jest AŻ tak wpływowy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I poszedłem. Przecież nie miałem wyjścia.
Sam bankiet nie był zły, choć byli na nim sami snobi ze swoimi partnerami. Coś w stylu ekskluzywnego gej-party. Oczywiście pan nadziany dziad ciągle mnie macał i przedstawiał jako swój nowy nabytek. Dzielnie znosiłem to upokorzenie i grałem najlepiej jak mogłem. Do czasu.
W pewnym momencie oblech wyciągnął mnie z sali pod jakimś pretekstem i przeszliśmy do zadbanego, ale dość szczelnie obsadzonego ogródka z altanką. Kazał mi usiąść, po czym sam usiadł obok.
-Wiesz Taiga… - zaczął mówić, obejmując mnie ramieniem wokół talii, na co się wzdrygnąłem- Jesteś moją najlepszą inwestycją…
-Inwestycją…? – powtórzyłem, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Och… Więc tatuś nic ci nie powiedział? – spytał, po czym się roześmiał, gdy tylko pokiwałem przecząco głową- Kosztowałeś mnie miejsce współwłaściciela mojej firmy, słodziaku. Muszę przyznać, że twój ojciec umie robić interesy…
I nagle zrozumiałem. Więc o to mu chodziło… Ojciec sprzedał mnie jakiemuś staremu oblechowi. Ojciec mnie sprzedał… To zabolało. Ale byłem na straconej pozycji. Nie wiem czy to przez szok, czy po prostu przez uczucie zdrady, nie byłem w stanie się ruszyć. Nie byłem też w stanie protestować, gdy starszy mężczyzna zaczął się do mnie dobierać. Obrzydzało mnie to, ale nie mogłem nic zrobić.
Nie liczyłem na ratunek. Czułem, że w tym momencie życie wypięło do mnie dupę i puściło mi bąka w twarz. A ja nie mogłem nic z tym zrobić.
Pewnie staruch osiągnąłby swój cel i mnie przeleciał, gdyby nie on. Nagle pojawił się gość z zakrytą twarzą i zanim staruch zdążył zareagować, on go znokautował i szybko przeszukał, zabierając mu wszystkie kosztowności.
Patrzyłem na niego w niedowierzaniu. Nawet nie drgnąłem odkąd się pojawił. Gdy skończył przeszukiwać nieprzytomnego snoba, odwrócił się do mnie. Pewnie czeka mnie to samo… -pomyślałem.
On zmierzył mnie spojrzeniem, po czym mogę przysiąc, że widziałem jak uśmiecha się pod maską. No, nie widziałem, ale czułem. Dopiero teraz zauważyłem, że mam rozpiętą koszulę, którą na automacie zacząłem zapinać, lekko się rumieniąc, przez to w jakiej sytuacji byłem i on to widział.
-Naaaah… I popsułeś mi widok, kociaku… - powiedział, niezadowolony.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale jedyne co dostrzegłem, to piękne, ciemnoniebieskie oczy. Oczy przypominające nocne, gwieździste niebo. I momentalnie w nich utonąłem.
Nie ma jak zakochać się od pierwszego wejrzenia w człowieku, który dopiero co znokautował i okradł oblecha, do którego się należało, co? Tak, życie dalej wypina się do mnie dupą, ale co mogę na to poradzić?
Nie słysząc żadnej odpowiedzi z mojej strony, mężczyzna wyciągnął rękę w moją stronę. Gdy spojrzałem na niego jak na debila, odezwał się.
-Matko, idziesz, czy nie, ciole jeden? Nie mam całego dnia… - przewrócił niecierpliwie oczami, klnąc pod nosem.
-Ale gdzie? – spytałem.
-Tego nie wiem, ale dla ciebie chyba lepiej gdziekolwiek niż tutaj… Chyba, że odniosłem mylne wrażenie, że to co ten staruch ci robił, tak naprawdę ci się podobało…
Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym. W sumie miał rację. Nie mam już nic do stracenia. Ojciec mnie sprzedał, stary dziad dobierze mi się do dupy czy mi się podoba czy nie, jeśli tylko zostanę. Więc chwyciłem jego rękę i wstałem. Zamaskowany mężczyzna pociągnął mnie za sobą, a już po chwili dotarliśmy do jego motocyklu. Kazał mi wsiąść i trzymać się go mocno, co też zrobiłem. Odjechaliśmy stamtąd niezauważeni, a ja z przyjemnością trzymałem się swojego „wybawcy”.

piątek, 3 czerwca 2016

Rocznica

Kagami był trochę zmęczony po treningu, ale i tak musiał pójść na zakupy. Jego lodówka świeciła pustkami, a z racji że był piątek, miał przyjść do niego jego chłopak Aomine. Tak, ten sam Aomine Daiki, maniak wielkich cycków. Taiga nie wiedział jak to się stało, że Daiki został jego chłopakiem, ale byli razem już rok i nie zanosiło się na to, żeby mieli szybko ze sobą zerwać.
Tak jak w każdy weekend granatowowłosy przychodził do niego i razem spędzali dni wolne od szkoły. Stało się to dla nich rutyną, odkąd nie mogli zbyt często spotykać się na tygodniu. Kagami chciał zrobić dzisiaj na kolację jedną z ulubionych potraw swojego chłopaka, z racji, że tego dnia przypadała ich pierwsza „rocznica”.
Gdy tylko czerwonowłosy chłopak kupił to co było mu potrzebne, ruszył w kierunku swojego mieszkania. Po drodze spojrzał jeszcze na telefon i sprawdził godzinę.
17? No kurwa, nie zdążę z kolacją… Że też akurat Riko musiała dzisiaj dać nam popalić… Zaklął w duchu i przyspieszył kroku. Chciał przynajmniej zacząć gotowanie, zanim Aomine pojawi się w jego mieszkaniu, ale nie można mieć wszystkiego, no nie?
Po chwili dotarł do swoich drzwi wejściowych, ale gdy chciał je otworzyć, okazało się, że były one już otwarte…
Huh? Przecież pamiętam, że rano zamykałem drzwi…
Gdy wszedł do korytarza zauważył parę sportowych butów i kurtkę na wieszaku, po czym olśniło go, że Aomine musiał przyjść wcześniej i użyć dodatkowego klucza, który mu dał. Zaniósł torby z zakupami do kuchni, po czym zaczął się rozglądać po mieszkaniu, gdzie jego leniwy chłopak postanowił się ulokować. Sprawdził salon, pokój gościnny i łazienkę, ale go nie znalazł. A to oznaczało, że Daiki jest w jego pokoju.
Kagami powoli otworzył drzwi do swojego pokoju i zobaczył nagiego granatowowłosego na swoim łóżku. Ale ten fakt nie zdziwiłby go aż do tego stopnia, że stanął jak wryty w drzwiach swojego pokoju. Zdziwiły go dwie rzeczy. Pierwszą była pozycja Aomine. Chociaż wyglądała na totalnie naturalną, to jednocześnie była bardzo seksowna. Co zdziwiło Taigę bardziej to napis z czekolady na brzuchu chłopaka, mówiący: „Bier mnie tygrysie”.
Czerwono włosy nie wiedział czy zacząć się śmiać, czy wpaść w nastrój i wykorzystać to, że Daiki wystawił się dla niego jak na tacy. Oczywiście wybrał drugą opcję. Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi, po czym podszedł bliżej do chłopaka krokiem godnym drapieżcy. Stanął blisko niego i dokładnie mu się przyjrzał, używając do tego swojego słynnego „spojrzenia które gwałci”, którego to zawsze używa, gdy jest na górze. Oblizał przy tym wymownie usta, na co Daiki zaczął się lekko wiercić.
-Masz zamiar tylko stać i się gapić jak ciele w malowane wrota?- zapytał z docinkiem granatowowłosy, ale Kagami po prostu go zignorował.
Po tym Taiga zaczął się rozbierać. Jednak nie było to zwykłe zdjęcie z siebie ubrań. Specjalnie robił to najseksowniej jak umiał, żeby samym rozebraniem pobudzić drugiego chłopaka. Jego metoda zadziałała, bo po chwili członek Daikiego zaczął się budzić do życia.
Czerwonowłosy jednym płynnym ruchem wskoczył na łóżko, górując nad swoim chłopakiem. Nie marnując czasu nachylił się nad jego brzuchem.
-I-ta-da-ki-ma-su~ - wymruczał, po czym zaczął zlizywać czekoladę z sześciopaku Aomine, zaczynając od góry i schodząc w dół.
Lizał, przygryzał skórę chłopaka i zasysał się na niej, zostawiając po sobie mało widoczne malinki. Gdy zlizał całą czekoladę, złapał zębami włosy na podbrzuszu chłopaka i lekko je pociągnął, przez co Aomine wydał z siebie cichy jęk. Taiga widział, że to wystarczyło, by podniecić Daikiego na tyle, że był twardy, ale to mu nie wystarczało. Chciał nacieszyć się swoim „posiłkiem”, więc zaczął znów obcałowywać tors drugiego chłopaka, zostawiając po sobie jak najwięcej malinek.
Gdy powoli kierował się w górę klatki piersiowej Aomine, ten zaczął się niecierpliwie kręcić. Kagami szybko złapał go za ramiona i niezbyt mocno wcisnął w materac, dając mu do zrozumienia, że ma się nie wiercić, po czym zajął się sutkami chłopaka. Gdy granatowowłosy przygryzł dolną wargę, żeby powstrzymać się od wydawania krępujących dźwięków, Taiga podniósł się i wpił zachłannie w jego usta, badając ich wnętrze językiem. Jednocześnie dłońmi wędrował po umięśnionym ciele bardziej opalonego chłopaka.
Jednak po chwili gwałtownie oderwał się od niego i sięgnął do szafki nocnej stojącej obok łóżka po lubrykant i prezerwatywę, które po chwili rzucił na łóżko.
-Przekręć się i wypnij tyłek. – wydał rozkaz chłopakowi, który niechętnie wykonał jego polecenie.
Nie marnując czasu czerwonowłosy od razu pokrył palce jednej dłoni lubrykantem i zaczął go przygotowywać, jednocześnie całując i podgryzając jego pośladki. Kiedy skończył tę czynność, Aomine dość często pojękiwał, a jego oddech był urywany. Jednak gdy Kagami sięgnął po leżący obok kondom, zatrzymała go dłoń drugiego chłopaka.
- B-Bez gumki… Taiga… - wysapał Daiki, na co czerwonowłosy tylko się uśmiechnął i szybkim ruchem wszedł w swojego partnera, przez co ten wciągnął gwałtownie powietrze.
Kagami nie poruszał się przez chwilę, dając czas drugiemu na rozluźnienie się.
-Jesteś taaaki ciasny, Daiki… - wymruczał, nie mogąc się powstrzymać. – Twój tyłeczek tak pięknie wygląda, gdy przyjmuje mnie całego…
Na sam dźwięk głosu czerwonowłosego, Aomine wydał spragniony jęk, ale gdy usłyszał co mówi jego partner, musiał się powstrzymać przed zbyt wczesnym wytryskiem. W tym czasie Kagami zaczął się poruszać, najpierw wolno, później przyspieszając swoje ruchy, aż do momentu gdy osiągnął stały, zadowalający ich obu rytm.
Po krótkiej chwili poczuł, że jest blisko, więc chwycił członek Daikiego i zaczął go pieścić, w równym rytmie z jego pchnięciami. W pokoju Taigi było słychać tylko jęki, dyszenie i odgłosy skóry ocierającej się o skórę. Obu chłopakom nie zajęło długo, by dojść. Aomine spuścił się w dłoń Kagamiego, przy okazji brudząc pościel, a Kagami doszedł obficie w swoim chłopaku.
Gdy tylko trochę uspokoili się po osiągnięciu spełnienia, czerwonowłosy wyszedł z Daikiego i padł na łóżko obok niego. Obaj leżeli tak jeszcze przez chwilę, po czym granatowowłosy z trudem poczłapał do łazienki, a Taiga do kuchni przygotować kolację…

poniedziałek, 23 maja 2016

Supraśl rozdział 7

-Kagami!- prawie krzyknął granatowowłosy- podejdź tu. – dodał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Taiga wzdrygnął się słysząc jego ton, po czym powoli podszedł do łóżka chłopaka.
-Siadaj.
Czerwonowłosy grzecznie wykonał rozkaz, dziwiąc się samemu sobie, że tak łatwo podporządkował się czyimś wymogom. Gdy tylko usiadł, poczuł ciepłą dłoń na swoim policzku, a po chwili również delikatny dotyk zaraz obok jego podbitego oka. Kiedy podniósł wzrok i napotkał granatowe oczy, zobaczył w nich tak wielki gniew, że nawet on sam przestraszył się tego spojrzenia.
-Zabiję gnoja. No po prostu zajebie. –zaczął kląć Aomine, zaciskając wolną dłoń na pościeli, od razu dało się zauważyć, że był wściekły- Zrozumiałbym, że chciał się na mnie zemścić, ale żeby dotknąć ciebie…! Nie podaruję mu tego…
-To nic, Aomine. Nie ma się czym przejmować, przecież nic mi nie jest…
-Tobie nic, kurwa nie jest! Patrzcie go! A to podbite oko, to co? Jakiś kurwa nowoczesny permanentny makijaż?!
-Spokojnie, przecież samo zejdzie, to nie pierwszy raz jak mam limo…
-Skończ pierdolić Taiga! Dorwę go i ukatrupię!
W tym momencie Daiki gwałtownie zrzucił z siebie kołdrę i chciał wstawać z łóżka. Kagami nie wiedział co zrobić. Sam był gwałtownym człowiekiem, ale nigdy nie wpadał w taki szał. Przecież wstawanie w aktualnym stanie Aomine było po prostu głupie. A on musiał coś zrobić, żeby zatrzymać tego głąba. Nie mógł wymyślić nic, co by go przekonało, więc pozwolił działać swojemu instynktowi. A ten podpowiedział mu, żeby zatrzymać granatowowłosego siłą. Ciało Taigi poruszało się jakby na autopilocie i w mgnieniu oka znalazł się na łóżku chłopaka, otaczając go ramionami i trzymając go mocno w tym uścisku dopóki się nie uspokoi.
O dziwo ten sposób okazał się skuteczny. Po chwili szarpaniny wyższy chłopak się uspokoił, a Kagami oparł głowę na jego ramieniu i lekko rozluźnił uścisk, gdy poczuł ręce Aomine na swoich plecach. Siedzieli w tej pozycji dłuższą chwilę, a podczas jej trwania, czerwonowłosy powoli przypominał sobie fakty o swoim współlokatorze, których do tej pory nie pamiętał. Gdy jego wspomnienia przestały już do niego wracać, podniósł się lekko i wcisnął twarz w zagłębienie szyi Daikiego.
-Nie pozwolę… -powiedział, trochę zmienionym głosem- ci zrobić czegoś głupiego. Nie pozwolę, żeby znowu coś ci się stało…
Te słowa zatkały granatowowłosego. Nie wiedział, czy ma być wściekły, że Kagami mu czegoś zabrania, czy ma być cholernie szczęśliwy, że osoba którą kocha się o niego martwi. Po rozważeniu za i przeciw, wybrał drugą opcję.
-Poza tym w twoim stanie nawet byś nie wstał debilu…-dodał po chwili czerwonowłosy.
-I musiałeś popsuć chwilę tym komentarzem, co?
-Gdybym tego nie zrobił, nie byłbym sobą…. Debilu.
-Dobra, skończ już idioto.
Po tym komentarzu obaj zaczęli się śmiać z siebie nawzajem. Chwilę to trwało, a gdy wreszcie się uspokoili zapadła cisza.
-Ale i tak mu nie odpuszczę…- przerwał ją Aomine.
-Matko, jesteś uparty jak osioł, wiesz? Pewnie i tak się już nimi zajęła policja, więc zluzuj majty. No i zmieńmy temat. Po co gadać o tym ścierwie…
-Nah… Wyjątkowo się z tobą zgodzę.- odparł Daiki z przekąsem, jednak jednocześnie uśmiechając się lekko.
Chyba wreszcie wszystko wyszło dla nich na prostą. No, ich prosta wygląda bardziej jak krzywa, ale przecież inaczej być nie może. Nie byliby sobą bez ciągłych kłótni i sprzeczek. Ale teraz to się nie liczyło. W tej chwili najważniejsze było to, że mieli siebie nawzajem w objęciach i byli w swoim małym świecie. Od tej chwili nie byli już tylko i wyłącznie rywalami. Byli czymś więcej. I to im wystarczało, bo nie myśleli o przyszłości. Co ma być to będzie, a ich jedynym zadaniem będzie utrzymać się razem, pomimo przeciwności losu i innych gówien, które przygotowało dla nich życie. Gdy obaj zrozumieli, że się kochają, dostali coś więcej niż tylko drugą osobę, dostali wsparcie i przeczuwali, że to im wystarczy.

poniedziałek, 16 maja 2016

Supraśl rozdział 6

Ciemność. Niczym nie zmącona ciemność. A on zanurzony gdzieś w jej odmętach… Czuł, że leży. Było mu niewygodnie, ale nie mógł się ruszyć. Był cały obolały. Nic nie pamiętał. Jednocześnie czegoś się bał. Ale czego?...
Próbował się zmusić do ruchu, przynajmniej do otworzenia oczu, ale jego powieki były takie ciężkie… Znowu słyszał to dziwne pikanie. Wsłuchując się w ten miarowy odgłos, powoli zaczęły wracać do niego strzępki wcześniejszych wydarzeń. Wszystkie z nich były bardzo krótkie i nie miały większego sensu, jeśli widziało się je oddzielnie, ale razem tworzyły pewną, w prawdzie wybrakowaną, całość. A ich elementem wspólnym był jakiś chłopak. Szczerze nie pamiętał kto to jest. Zastanawiało go to. Skoro jeden i ten sam chłopak jest w każdym jego wspomnieniu, które udało mu się odtworzyć, to musi coś oznaczać.
Może to mój brat? Nieee, wcale nie jesteśmy podobni, a ja jestem jedynakiem.
Może to mój przyjaciel? Nieee, przyjaciela nie wspominałbym w taki sposób.
Więc w takim razie, kto to do cholery jest?!
Próbował coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Po chwili postanowił, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać, po prostu spyta go o to później. No właśnie później. Teraz ma na głowie coś ważniejszego. Wydostać się z tego miejsca, gdziekolwiek jest… Był uparty i wiedział, że w końcu mu się uda. Powoli zaczął otwierać oczy. Najpierw światło go oślepiło i musiał znów je zamknąć. Jednak zaraz po tym znów je otworzył, tym razem ostrożniej.
Przez chwilę widział wszystko jak przez mgłę. Zamrugał kilkakrotnie, aż jego wizja się oczyściła i zobaczył, że leży w łóżku. Było trochę dziwne i raczej nie przystosowane dla tak dużego faceta jak on. Później zauważył brudno beżowe ściany, okno i obrzydliwą podłogę. W dodatku w pomieszczeniu, w którym się znajdował śmierdziało… Jak nic, to musi być szpital. Ale co ja tu robię?
Przypomniał sobie dlaczego się tu znalazł. Ale czekaj… Tam był też tamten chłopak. Cały we krwi… Ciekawe czy nic mu nie jest… Phah, geniuszu, skoro go stłukli to na pewno coś mu jest… Tylko, żeby to nie było nic poważnego.
Dlaczego ja się o niego martwię? Nawet nie pamiętam kto to jest… Nieważne… Muszę go zobaczyć. Może wtedy sobie przypomnę. Albo on mi powie. Jeśli będzie w stanie.
Jego rozważania przerwało pojawienie się pielęgniarki. Drobnej kobiety z widocznie sztucznym uśmiechem, która podeszła do niego, sprawdziła sprzęt i zadała kilka pytań, na które Kagami zdawkowo odpowiedział. Po tym wyszła, a zaraz po niej pojawił się młody lekarz. Wyglądał na sympatycznego. Zadał kilka pytań, coś napisał w swoich papierach, po czym zbadał czerwonowłosego i powiedział, że wszystko jest w porządku, nie ma żadnych złamań, narządy są nienaruszone, jest trochę poobijany, ale może dostać wypis jeśli chce wrócić do domu. Taiga kiwnął potakująco głową, poprosił o wypis, ale zanim lekarz wyszedł spytał co z chłopakiem, który trafił z nim do szpitala. Doktor na chwilę się zamyślił, spojrzał na Kagamiego jakby zaglądając w głąb jego umysłu, po czym powiedział, że leży na drugim końcu korytarza, ale się jeszcze nie wybudził i wyszedł.
Czerwonowłosy postanowił zadzwonić po kogoś kto mógłby go odebrać i przywieźć mu jakieś ciuchy, następnie nie pozostało mu nic innego jak poczekać na przyjazd jego kumpla Kuroko. Co go zastanawiało to, to, dlaczego pamięta wszystkich oprócz tego jednego chłopaka…
Na szczęście nie miał dużo czasu na rozmyślania, bo pojawił się Kuroko, podając mu ubrania i oceniając jego wygląd tym swoim spojrzeniem bez wyrazu. Chwilę porozmawiali, ale nie mieli zbyt dużo czasu, bo Kagami musiał odebrać papiery i załatwić inne formalności.
Pomimo podbitego oka i kilku sporych siniaków w innych miejscach, nic mu nie było, więc sam mógł się wszystkim zająć. Gdy formalności zostały załatwione, jego żołądek o sobie przypomniał, więc razem z Kuroko poszli do Maji Burgera. Tam czerwonowłosy wyjaśnił co się stało swojemu przyjacielowi, a gdy miał się już zapytać o tego chłopaka, którego nie pamiętał, przerwał mu jego cień.
-Kagami-kun, czyżbyś nie pamiętał Aomine-kuna?
-Huh? A kto to Aomine?- zapytał wyższy z dwójki ze zdziwieniem.
-Aomine-kun nie będzie zadowolony… Kagami-kun, ten chłopak o którym mówiłeś nazywa się Aomine Daiki. Ale więcej ci nie powiem, lepiej żebyście to wyjaśnili pomiędzy sobą. – po tych słowach zniknął, a raczej wyszedł, używając misdirection.
Czerwonowłosy siedział jeszcze chwilę przy stoliku, kończąc swoją górę burgerów, w międzyczasie postanawiając pójść do tego Aomine. Sam nie wiedział co mu powie, ani jak się zachowa, ale przecież Taiga nigdy nie działał według określonego planu, więc po tym jak skończył jeść, wstał i poszedł do szpitala.
Przed drzwiami do sali, w której leżał Aomine, zatrzymał się i dopadły go obawy, ale szybko odrzucił od siebie te myśli i powoli wszedł do pomieszczenia, zachowując się przy tym najciszej jak umiał. Dostawił krzesło stojące pod ścianą do łóżka, w którym leżał chłopak i usiadł przyglądając się mu. Jego ciemną skórę przykrywała spora ilość bandaży, a on sam leżał nieruchomo. Czerwonowłosy obserwował go przez dość długi czas, zwracając uwagę na każdy szczegół jego wyglądu.
Nie wiedział czemu patrząc na chłopaka przed sobą, poczuł jednocześnie ciepło i kłucie w okolicy klatki piersiowej. Poczuł też coś jeszcze. Nieodpartą chęć dotknięcia go. Nie myśląc wiele, wyciągnął swoją dłoń i delikatnie objął nią dłoń chłopaka. Dopiero teraz zauważył jej szorstkość i kilka strupów, pewnie pozostałości po zadanych ciosach. Dłoń Aomine była ciepła i silna, pomimo obecnej bezwładności jej właściciela. Po chwili Kagami przeniósł swoje spojrzenie na twarz chłopaka. Pierwsze co zauważył, ku swojemu zdziwieniu, to długie granatowe rzęsy. Później wędrował wzrokiem po całej jego twarzy, by po chwili dojść do wniosku, że choć jest poharatana i tak musi przyznać, że ten chłopak jest naprawdę przystojny. Gdy tak się przyglądał chłopakowi i odpłynął w swój własny świat, nieświadomie podniósł się i nachylił nad nim chcąc go pocałować, jednak opamiętał się kilka centymetrów od jego ust i zaczął panikować, wyzywając się od pacanów za pomyślenie, że w ogóle może zrobić coś takiego. Zajęty wewnętrznym wyzywaniem się, nie zauważył, że Aomine się ocknął i pierwszą rzeczą, którą zobaczył, była lekko wykrzywiona twarz Kagamiego. Granatowowłosy po chwili oprzytomniał i odezwał się lekko ochrypłym głosem:
-Taiga?
To wyrwało niższego z dwójki chłopaków z zamyślenia, a gdy spojrzał w dół napotkał intensywne spojrzenie granatowych oczu… Mógłby się w nie wpatrywać godzinami, gdyby nie nagłe uczucie, że coś miękkiego dotyka jego ust. Ten dotyk zniknął tak szybko, jak się pojawił, a zastąpiło go ciche stęknięcie, poprzedzone zamknięciem oczu przez granatowowłosego.
Kagami korzystając z tej chwili, usiadł z powrotem na swoim krześle i starał się powstrzymać przed strzeleniem krwistego buraka.
-Co to za miejsce? – zapytał Aomine, spoglądając na czerwonowłosego.
-Szpital. – odpowiedział mu Kagami, po czym dostał olśnienia, że powinien pójść po lekarza, żeby ten sprawdził czy z Aomine jest wszystko w porządku. – Pójdę po lekarza.
Gdy chciał wstać i wyjść z pomieszczenia powstrzymała go dłoń zaciśnięta na jego własnej.
- Nie idź.
- Nah, głąbie to dla twojego własnego dobra… - syknął najpierw, później dodając już delikatnym tonem głosu- Poza tym wrócę.
Po tym chłopak, go puścił, a on spokojnie mógł pójść po lekarza i potem poczekać, aż ten zbada granatowowłosego i wyjdzie. Gdy znów wszedł do pomieszczenia, czuł się trochę niepewnie pod ostrym spojrzeniem skierowanym w jego stronę. Czuł, że teraz coś się święci i za chwilę dowie się co…

poniedziałek, 9 maja 2016

Destiny...?

To był ciężki tydzień dla drużyny strażaków… Po ugaszeniu pożaru wielkiej fabryki i jeżdżeniu do fałszywych zgłoszeń, Taiga miał dość. Nareszcie miał wolne. I oczywiście zamierzał to wykorzystać. Bo przecież nie codziennie ma się okazję do wyjścia na browarka i odpoczęcia od stresującej pracy. Gdy tylko wrócił do swojego mieszkania wziął prysznic i zjadł coś na szybko, żeby móc wyruszyć w miasto.

Po chwili spaceru ulicami Tokio wszedł do pierwszego lepszego baru, bo przecież rzadko udaje mu się gdzieś wyjść i nie ma pojęcia który bar jest lepszy, a który gorszy. W jego planach na dzisiejszy wieczór jest zalanie się, no może nie w trupa, ale blisko tego, bo ciągle musi jakoś wrócić do domu. 

Usiadł przy barze i zamówił piwko na dobry początek. Gdy dostał chłodny złocisty trunek zaczął się rozglądać po lokalu. W środku było nawet w miarę przytulnie, a przy stolikach siedziało niemało osób. Kagami wziął to za znak, że bar jest spoko i będzie mógł tu spokojnie oddać się piciu. Co go zastanawiało, to śladowe ilości kobiet w pomieszczeniu. Zwykle dziewczyny też chodzą do takich miejsc, więc było to trochę dziwne, ale co go to interesowało… 

Wypił drugie piwo, a potem trzecie, a potem wypiłby czwarte, gdyby nie potrzeba odcedzenia kartofelków. Gdy już wyszedł z toalety i zbliżał się do baru z zamiarem zamówienia kolejnego piwa, przed oczami przeleciała mu ciemna postać i coś metalowego. Jak się po chwili okazało, były to kajdanki, a ciemna postać to niewątpliwie podpity i bardzo seksowny policjant. Jakimś cudem w tym zamieszaniu kajdanki zamknęły się na nadgarstku Taigi, podczas gdy drugi koniec był zajęty przez nadgarstek oficera seksiaczka. 

„Seksiaczek” po chwili załapał co się stało. Zmierzył czerwonowłosego wzrokiem, po czym wyszczerzył białe zęby, podniósł swoją rękę, ciągnąc tym samym rękę Kagamiego i wskazując na kajdanki powiedział łamanym angielskim: It maszt bi destiny!

Dłuższą chwilę zajęło Taidze rozszyfrowanie co opalone ciasteczko do niego mówi, a gdy w końcu załapał, odpowiedział: Yeah, obviously. 

Po tym uśmiechnął się do policjanta najseksowniej jak umiał, bo czemu niby miałby tracić okazję na dobranie się do tego ciasteczka. Jednak nagle aura wokół tegoż „ciasteczka” się zmieniła, teraz wręcz ociekała seksem, gdy policjant pokazał pewny siebie uśmieszek i nachylił się do Taigi, szepcząc mu do ucha: Daiki. Aomine Daiki, zapamiętaj to imię, bo dziś w nocy będziesz je krzyczeć, kociaczku…

Ten głos powinien być uznany za grzech…-myślał Kagami, po czym bez większych ceregieli wyszedł z baru, a zaraz za nim podążał oficer seksiaczek, znany również jako oficer Aomine. Gdy byli już na ulicy czerwonowłosy odwrócił się do policjanta i powiedział: Kagami Taiga. U mnie czy u ciebie? 

Policjant szybko powiedział, że lepiej nie u niego, a gdy Taiga prowadził go do swojego mieszkania, nie mógł się przestać szczerzyć. Fuk je, tyłeczek tego kociaczka będzie mój! 

Żadnemu z mężczyzn nie przeszkadzały kajdanki, którymi ciągle byli skuci, bo przecież mają ważniejsze rzeczy na głowie…

niedziela, 27 marca 2016

Supraśl rozdział 5

Taidze poniedziałkowe zajęcia bardzo się przeciągały, ponieważ ciągle bujał w obłokach. Obłokach, które miały kształt aż do złudzenia przypominający jego współlokatora. Za każdym razem gdy łapał się na tym, że myśli o Aomine, przeklinał siebie samego w myślach. Przecież co go to obchodziło, co się stało, lepiej nie myśleć o tej feralnej imprezie. Nie chciał o tym myśleć i wiedział, że jedynym lekarstwem na te rozmyślania będzie wykańczająca gra w kosza. To mu zawsze pomagało odciąć się od świata zewnętrznego. Gdy grał jedyne co widział, to piłka i jego przeciwnik. Nie liczyło się nic innego. Dlatego, gdy tylko skończyły się zajęcia, wybiegł sprintem do sali gimnastycznej.
 Trening zaczynał się dopiero za pół godziny, więc chłopak spokojnie mógł sobie pozaliczać kilka widowiskowych wsadów na rozgrzewkę, a potem przeszedł do ćwiczenia rzutów. W miarę upływu czasu, po kolei schodzili się inni gracze. Kagami nie zwracał na nich uwagi, jednak kątem oka wypatrywał worka mięśni powleczonego ciemną skórą, czyli Aomine. Ale go nie widział. I to było trochę podejrzane. Bo, pomimo swoich przyzwyczajeń z liceum, w uniwerku Aomine nie opuścił ani jednego treningu. Ba, nawet przychodził wcześniej niż trzeba było.
Kagami chciał to zignorować, ale dziwne uczucie w jego piersi nie pozwalało mu się skupić. Nie wiedział co mogło to uczucie wywołać, ale wiedział, że kiedy tylko to czuł działo się coś niefajnego. To samo czuł przed jego kłótnią z Tatsuyą.
Argh… Może Aomine to dupek, ale co jeśli coś mu się serio stało? Przyzwyczaiłem się już do tego idioty i teraz gdy go nie ma, nie mogę się skupić… No nic, nie ma sensu stać tu jak ten ciołek Taiga, dobrze wiemy, że w myśleniu są lepsi od ciebie, więc pozostaje ci działać.
Po tym wewnętrznym monologu, podszedł do kapitana i spytał czy może pójść poszukać tego głąba, bo coś musi być nie tak. Starszy chłopak, znając już obu koszykówkowych idiotów, pozwolił mu pójść szukać Aomine i wysłał z nim jednego z chłopaków z ich grupy, żeby szybciej przeszukali teren uczelni.
Gdy tylko dwóch chłopaków wyszło z sali, nie kłopocząc się przebraniem ze swoich stroi do gry, rozdzielili się. Kagami poszedł w prawo. Szedł przez chwilę dziedzińcem, co jakiś czas wykrzykując nazwisko zagubionego chłopaka, potem skręcił za budynek stołówki i usłyszał odgłosy bójki. Natychmiast zamilkł i podkradł się do rogu budynku, by ocenić co się dzieję.
Miał nadzieję, że nie zobaczy tam Aomine. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich.
To co zobaczył, przerosło jego oczekiwania. Grupa około piętnastu chłopaków, z jego senpaiem na czele, tym samym, który był dla niego taki miły, kopała Aomine. Kilku z nich miało mocno pokiereszowane twarze, znak, że Daiki się bronił i robił to skutecznie, ale nawet on nie mógł sobie sam poradzić z tak licznymi napastnikami, z których każdy w ramach programu uczelni, uprawiał jakąś sztukę walki.
W momencie gdy senpai splunął na pobitego Aomine, i zamierzał go kopnąć w okolicę, gdzie były nerki, Taiga nie wytrzymał. Nie należał do ludzi, którzy potrafią się kontrolować. A szczególnie pod wpływem gniewu, przez który na chwilę zobaczył wszystko wokół skąpane w czerwieni. W ciągu milisekund, Kagami ruszył do przodu i wykorzystując element zaskoczenia, zasadził piękną plombę senpaiowi  w jego opuchniętą szczękę. Gdy ten zatoczył się do tyłu, ale został podtrzymany przez swoich kumpli, pozostali odzyskali zmysły, gdy pierwszy szok minął i rzucili się na Kagamiego.
W tym momencie, czerwonowłosy dziękował, że dorastał w Ameryce i wie, jak się walczy na ulicy. Szybko powalił dwóch przeciwników, po chwili rozwalając nos trzeciego, gdy trafił go dobrze wymierzony cios w twarz. Przez impet uderzenia, odwrócił głowę i zobaczył przy rogu budynku chłopaka, którego wysłał z nim kapitan. Wystarczyło jedno spojrzenie i tamten zrozumiał, że ma biec po pomoc.
Po tym, Kagami przyjął kolejny cios, tym razem w trzewia. Bolało jak cholera.
Idioto przecież wiesz, że nie można się rozglądać podczas walki.
Skarcił sam siebie i szybko się wyprostował, ignorując ból. Dobrze, że kapitan wysłał ze mną Okitę. Jest szybki, więc powinien zdążyć sprowadzić pomoc. Powiedział w duchu sam do siebie, jakby próbując się pokrzepić, po czym znów rzucił się w wir walki.
Co jakiś czas przyjmował ciosy, to było nieuniknione, ale znacznie więcej ich wyprowadzał. Teraz żaden z napastników nie miał czegoś nie krwawiącego. Gdy robił unik przed ciosem najsilniejszego z napastników, od tyłu zaszedł go senpai i podciął mu nogi. Kagami upadł głośno na ziemię. Gdy tylko dotknął podłoża, przygotował się na serię ciosów. Wiedział, że teraz czeka go to samo co Aomine. Czas płynął dla niego jak w zwolnionym tempie. Gdy poczuł twardy but uderzający go w brzuch, pomyślał że to koniec.
Z niewiadomego dla siebie powodu, spojrzał na opalonego, ociekającego krwią chłopaka, który leżał obok niego. Nie myślał o niczym. Po prostu musiał go zobaczyć. Z jego transu wyrwał go krzyk. Ale to się już dla niego nie liczyło. Miał wszystko w dupie. Musi sprawdzić czy Aomine żyje. To jest teraz dla niego najważniejsze. Z trudem doczołgał się do niego. Zdziwiło go to, że po drodze nie dostał żadnego buta w żebra. Gdy spojrzał w górę, zobaczył dużą grupę nauczycieli. Większość z nich obezwładniała jego i Aomine napastników, inni coś do niego mówili, a jedyna kobieta w tej grupie coś krzyczała do telefonu.
To znaczy, że już jesteśmy bezpieczni… To dobrze…
Pomyślał, po czym prawie natychmiast stracił przytomność. Pomimo swojego stanu, słyszał wokół siebie jakieś głosy, po chwili poczuł, że się unosi. To było dziwne uczucie. Po tym słyszał już tylko jakieś miarowe pikanie, które stawało się coraz odleglejsze, aż w końcu nie słyszał już niczego.

sobota, 20 lutego 2016

Supraśl rozdział 4

Taiga obudził się, gdy promień słońca padał wprost na jego twarz.
Ugh… Jakie to wnerwiające… Chcę sobie jeszcze pospać…
Myślał chłopak, ale po chwili dotarło do niego, że musi być już około 12 skoro słońce świeci na jego łóżko. Z niechęcią postanowił otworzyć oczy. W końcu już dawno mu się tak dobrze nie spało… Gdy tylko udało mu się uchylić swoje cholernie ciężkie powieki, musiał zaraz je przymknąć, z powodu ostrego światła. Po chwili jego oczy przyzwyczaiły się do jasnego otoczenia. I dokładnie w tym momencie pożałował, że otworzył oczy. Po wyrwaniu ze spokojnego świata snów dopadły go objawy kaca… W całym jego życiu, nigdy go tak nie bolała głowa. Nie, bolała to złe słowo, tu bardziej pasuje napierdalała.
Czerwonowłosy wydał z siebie dźwięk wyrażający jego niezadowolenie i postanowił, że musi sobie przypomnieć co działo się w nocy. Po kilkunastominutowym wysiłku umysłowym, który wzmógł ból jego głowy, w końcu się poddał. Pamiętał tyle, że wyszedł z senpaiem na zewnątrz, a potem wszystko było jedną, wielką, czarną dziurą.
Ciekawe czy Aomine wrócił… Ha? Dlaczego ja się w ogóle nad tym zastanawiam. Pewnie zaliczył, którąś z tych cycastych lali i jeszcze go nie ma.
Po tych rozmyślaniach postanowił się rozejrzeć i przekonać się czy jego współlokator znajduje się w pokoju. Gdy tylko obrócił głowę, zauważył twarz opalonego chłopaka zaraz obok siebie.
Ha? … Haaaaa?!!
Dopiero po pewnym czasie jego mózg przetworzył informacje, co poskutkowało gwałtownym podniesieniem się do siadu Taigi. Nie było to jednak zbyt mądre w jego stanie, ponieważ gwałtowny ruch wywołał u niego nudności. Kagami nie zważając na granatowowłosego wyskoczył z łóżka i pobiegł sprintem,  godnym Bolta na setkę, do łazienki oddać naturze zawartość swojego żołądka.
Podczas gdy on przeżywał spotkanie trzeciego stopnia z sedesem Daiki zwlókł się z łóżka i wyruszył na poszukiwanie czegoś co nadawało się do picia, bo suszyło go niemiłosiernie. Gdy ugasił pragnienie, podrapał się leniwie po brzuchu i uśmiechnął na wspomnienie czynności, które wykonywał minionej nocy.
Gdy tak sobie rozmyślał, do pokoju nagle wparował Taiga. Wyglądał co najmniej jakby go walec przejechał. Jedyne na co czerwonowłosy miał siłę, to z powrotem położyć się do łóżka. Aomine widząc jego stan, bez słowa założył spodnie na tyłek i wyszedł z pokoju kupić coś do jedzenia i jakieś prochy dla Taigi, by ten wrócił do życia.
Kiedy opalony chłopak wyszedł, ognistowłosy wcisnął twarz w poduszkę wydając z siebie głośnie warknięcie. Teraz dotarło do niego, że nie pamięta co się działo w nocy i nie jest pewny czy chce pamiętać. Jedynym co musi  przyznać to, to, że boli go nie tylko głowa, ale i dupa. Po dłuższej chwili rozważania wszystkich za i przeciw, doszedł do wniosku, że lepiej będzie nie wnikać w to co się działo. Woli pozostać w błogiej nieświadomości.
Po jakichś 45 minutach to pokoju wszedł Daiki, w jednej ręce trzymając torbę z burgerami z Maji, a w drugiej zapas wody i reklamówkę z lekami dla drugiego chłopaka. Nie chciał męczyć wyraźnie bardziej skacowanego Taigi, ale stwierdził, że lepiej będzie gdy ten coś zje, więc postanowił go obudzić i zmusić do jedzenia. Podszedł do jego łóżka i lekko nim potrząsnął, gdy usłyszał niezadowolony pomruk od drugiego zawołał go by łaskawie podniósł dupę i zjadł coś, żeby wypić prochy, które mu pomogą. Kagami z trudem i niechęcią zwlekł się z wyrka i siedział na nim przez chwilę nie kontaktując co się dzieje. Jednak gdy poczuł smakowity zapach burgerów, jego żołądek się odezwał. Opalony chłopak mógł się założyć, że to burczenie w brzuchu słyszeli wszyscy w akademiku. Po krótkiej chwili czerwonowłosy dorwał się do żarcia, potem do wody i leków i znów wyłożył się na łóżku.
Taiga musiał się wyspać i zregenerować siły. W czasie gdy on spał, Daiki przeglądał swoje świerszczyki, jednak robił to bez zainteresowania. Tak chłopakom minęła sobota. W niedzielę Kagami odzyskał siły i ugotował curry dla Aomine w podziękowaniu za wcześniejsze burgery, jednak przez cały dzień żaden z nich nie poruszył tematu imprezy. Taiga nie chciał się dowiedzieć co się stało, a Daiki nie chciał, by o tamtych wydarzeniach dowiedział się czerwonowłosy, bo pewnie Aomine już by nie pochodził po tym świecie.
I tak wszystko wróciło do normy. Aż do czasu zakończenia się zajęć w poniedziałek...